Wybraliśmy się w niedzielę do natury w postaci Buffalo Rock State Park. Ogląda się tam rzekę Illinois z wysokiego, skalistego brzegu, oraz effigy tumuli - kurhany w kształcie zwirzów, przypominające te tworzone w dawnych czasach przez Indian. Te usypane zostały przez współczesnego artystę i zapewne dlatego są to effigies - podobizny. Słówko effigy - że wsadzę przy okazji wiadomość słownikową - kojarzy mi się głównie z historią i paleniem podobizn rozmaitych nielubianych osób, szczególnie w okolicznościach zbiorowych marszów i rebelii.
Wracając jednakowoż do parku: kształty kurhanów trudno tam dostrzec, bo obecnie są zarośnięte bujnym trawskiem. Rzekę widać fajnie, szeroką i nawet już conieco nabierającą jesiennej atmosfery, choć drzewa jeszcze są na etapie wyłączania jaskrawości letniej zieleni, zanim przystąpią do włączania prawdziwie jesiennych barw. Bizony siedziały w komórce - być może próbowały się tam schować przed atakiem wściekłych band komarów. My również - pierwszy raz w życiu - uciekliśmy z wycieczki przed zamierzonym czasem, bo pomimo skropienia się od stóp do głów komarozolem owady cięły nas jak oszalałe.
Najciekawszym miejscem były zardzewiałe skałki - piaskowcowe urwisko, do którego nie ma nawet oficjalnej drogi. T z narażeniem życia stawał na samiuśkim brzegu, żeby pstryknąć fotkę:
Ja również się narażałam, wdrapując się na grzbiet pomiędzy dwiema przepaściami bez dna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz