Wracając jednakowoż do parku: kształty kurhanów trudno tam dostrzec, bo obecnie są zarośnięte bujnym trawskiem. Rzekę widać fajnie, szeroką i nawet już conieco nabierającą jesiennej atmosfery, choć drzewa jeszcze są na etapie wyłączania jaskrawości letniej zieleni, zanim przystąpią do włączania prawdziwie jesiennych barw. Bizony siedziały w komórce - być może próbowały się tam schować przed atakiem wściekłych band komarów. My również - pierwszy raz w życiu - uciekliśmy z wycieczki przed zamierzonym czasem, bo pomimo skropienia się od stóp do głów komarozolem owady cięły nas jak oszalałe.
Najciekawszym miejscem były zardzewiałe skałki - piaskowcowe urwisko, do którego nie ma nawet oficjalnej drogi. T z narażeniem życia stawał na samiuśkim brzegu, żeby pstryknąć fotkę:
Ja również się narażałam, wdrapując się na grzbiet pomiędzy dwiema przepaściami bez dna.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz