wtorek, 2 września 2008

Jest piąta.

Jest piąta. I czemu ci ludzie nie idą do domu, nawet się nie przygotowują do wyjścia? Zrobiła się ostatnio nowa moda, trend, można powiedzieć, że nadchodzi właśnie ta tradycyjna pora opuszczenia zakładu, a tu – o dziwo – wszyscy klepią w najlepsze.
Może to nowy szef takie coś niechcący zapoczątkował, bo on właśnie siedzi długo. Może wszyscy aż tak strasznie zapracowani. A może – w niektórych przypadkach – niechęć do powrotu do pustego domu, albo do ludzi, z którymi nie chce się aż tyle przebywać. Albo do domu, gdzie nie ma nic ciekawego do robienia. To akurat byłby przygnębiający powód.
Przyjechał z wycieczki cały koszyk skrapowych dóbr: kora z brzozy (nie skubałam, zbierałam tylko z ziemi, więc przywiozłam sporo, jako że część na pewno będzie brudna i niezdatna), traffki z plaży, patysie, kamysie... musiałam się całą siłą woli powstrzymywać od przytaszczenia jeszcze większej ilości. Tak, na wycieczkach T nie może się powstrzymać od pstrykania siedemnastu ujęć góry piachu, a ja – od wyzbierania wszelkich mobilnych elementów owej góry i spakowania ich do plecaka. Przesada, wiadomo, ale trochę tego jest i mam już w wyobraźni albumik, jaki miałby z tego powstać i pojechać do Polski.

2 komentarze:

rudlis pisze...

Mam nadzieję, że kilka zdjęć wstawisz na blog z tego pięknego albumu co go masz w planie ;)))
Pozdrawiam!

annqaa pisze...

:)
Byłam tylko dwa dni na plaży... pozbierałam bardzo dużo muszelek, ale wzięłam wyłacznie kilka...
Muszę niestety troszeczkę się opanować hihi. Ale za to w zdjęciach nie muszę:P

pozdrawiam!
Ania