Czytam sobie to Rozlewisko, wspomniane kilka wpisów wcześniej i całkiem, całkiem mi się podoba. Takie babskie czytadełko, o uczuciach, o domu, o wybojach życiowych. Jedną z głównych postaci jest Bronia, wzór gospodyni domowej: i przez wojnę jakoś rodzinę przeciągnęła, i po wojnie jakoś zmontowała dom w zrujnowanej chałupie w całkiem innym miejscu, bo ucieczka przed frontem rzuciła rodzinę do zupełnie innego miasteczka. Zdobywała żywność, sprzęty, lepiła gliną dziury w ścianach, malowała, piekła chleb, robiła słomianki do ocieplania, smażyła konfitury, przekopywała sad, zakładała warzywnik, gotowała wedzonki, szyła, haftowała, szydełkowała, leczyła, w międzyczasie przygarniając obce upośledzone dziecko, żywiąc dwójkę biednych dzieciaków z sąsiedztwa i jeszcze pracując w szkolnej świetlicy.
Po pierwsze – jak to możliwe? Czy da się być aż takim tytanem pracy? Czy starcza czasu na to wszystko?
Po drugie: narratorka gloryfikuje ten wszechstronnie zadbany dom, lokalne centrum wszechświata, można powiedzieć. Życie Broni-Kury Domowej było absolutnie potrzebne ludzkości, nie zostało przez te wszystkie przyziemności zmarnowane. Bronia robiła to jednak z radością, twórczo, z miłości do męża i tych wszystkich osób, którymi się zajmowała. I może tu właśnie tkwi różnica między kurodomostwem kręcącym się radośnie jak fryga, które zrzuca na mieszkańców błyszczące drobinki dobrych rzeczy, jak brokat w szklanej kopułce z zimową scenką; a to smaczny obiad, a to fajne ciasto, choinka, ozdóbka, czyste skarpetki – a kurodomostwem pod hasłem „wstawaj, bo tyle jest roboty”. Pierwsze to wspólnota domowego ogniska, drugie – wieczne zalatanie i nerwówka. Ot co.
Rozlewisko (a co to w ogóle jest rozlewisko? Usiłuję sobie wyobrazić...) zainspirowało mnie do działań kurodomowych – do upieczenia ciasta z 37 dkg mąki, do wyprasowania wielkiej góry ciuchów, wypucowania części kuchni. Mam jeszcze w rozumie długachną listę czynności, które będę się starała wykonać... żeby też było ciepło i zadbanie. Ciekawe, na ile mi starczy tego zapału :).
A z trzeciej strony – na znajomym blogu wyczytałam dziś, że pod pręgierz powinno się stawiać ludzi, którzy przedkładają mycie samochodu nad jedno spojrzenie w gwiazdy, na Wielki Wóz :).
1 komentarz:
Cześć, zupełnie przypadkiem trafiłam na Twój blog i ten post. Nie znam książki, ale pięknie napisałaś o tym "kurodomostwie". Tak naprawdę to wielka sztuka i ogromna zupełnie niedoceniana praca, która porządkuje małe kosmosy.
Pozdrawiam. Palina
Prześlij komentarz