Tak jakoś ostatnio cały czas pod górkę. Niespodziewane wydatki i niemiłe niespodzianki. Niemili ludzie w urzędach. Użeranie się z Jugosławianką w Chicago Title Company w sprawie zwrotu nadpłaconego podatku od własności, co było skutkiem jej błędu. Dzwonię do babska od lutego, zostawiam wiadomości. Babsko nigdy nie oddzwania. Wysyłam faksy. Kilka razy udało mi się z nią porozmawiać – obiecuje, że zaraz wyśle, albo za tydzień. Nie wysyła. Dzwonię i faksuję znowu. Wysłała, ale wróciło, bo źle napisała numer sprawy. To znowu wysłała faks do mnie, zamiast to Skarbnika Powiatowego, nie napisała, do kogo to, faks tydzień błądził po zakładzie, bo nie było na nim żadnych danych o mnie. No kołek nad kołkami. I jeszcze pyskuje do mnie.
Trzy tygodnie temu wreszcie mi powiedziała, że wysłała. Trzy razy dzwoniłam do Skarbnika, nie ma śladu. Zostawiłam dziś wściekłą wiadomość, że będę rozmawiać z jej managerem, jeśli mi nie oddzwoni, bo najwyraźniej albo nakłamała, albo znowu namieszała w adresie albo gdzieś. Kurka flaczek, jeśli będę musiała iść tam osobiście, to się umówię i pójdę.
Dla wyjaśnienia – chodzi o TRZY świstki: kopię czeku, którym ten nieszczęsny podatek był zapłacony (jest), affidavit – formularz, gdzie trzeba wpisać może z tuzin słów, oraz liścik do Skarbnika, żeby czek wydano na mnie, a nie na Chicago Title. Bo jeśli te pieniążki – ponad 1000 $ - pójdą do Chicago Title, to z ich odzyskaniem mogę się nie wyrobić do emerytury.
Chicago Title w każdym razie wygrywa wszelkie zawody w dziedzinie opieszałości i złej obsługi klienta.
Recently everything seems to go uphill. Unexpected expenses, unpleasant surprises. Rude people in offices. Struggling with the woman at Chicago Title Company concerning the refund of property tax, which was their mistake to begin with. I’ve been calling this woman since February, leaving messages – she never returns them. So I send faxes. She actually picked up the phone a few times, she promises she will do the needful, nothing happens. So I call again, fax again. She finally sends it – but the paperwork comes back because she screwed up the case number. Then she faxes it to me, instead the Treasury. She doesn’t put my name on the fax, so the poor fax travels around our rather large office for a week, before it reaches me, because there is no reference to me on it whatsoever. And she talks back in a rude manner.
Finally, three weeks ago she said she had mailed it. I called the Treasury three times – no trace of any paperwork. I left an angry message and threatened to talk to her manager, if she doesn’t get her act together and call me back. She either lied about sending the papers or screwed up the address or something. Chimney Crickets, if I need to make an appointment and show up at their office in person, I will do that. I am desperate now.
To make it clear - we are talking about three pieces of paper: an affidavit (about a dozen words to fill in), a copy of the tax check and a letter telling Treasury to make the check to me, not Chicago Title. Because if the money goes to Chicago Title, I may not succeed in getting if out of them before my retirement. "It's my money and I need it NOW!"
Thus Chicago Title is the winner of all contests in procrastination and bad, bad customer service.
1 komentarz:
Mam nadzieję, że uda Ci się załatwić wszystko dobrze. Trzymam kciuki ;)))
Prześlij komentarz