piątek, 6 czerwca 2008

Selenizacja i gmailizacja

Piję sobie dziś soczek pomarańczowy na śniadanie, a tu smak jakiś dziwny. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że moje kubki smakowe mocno niekiedy wydziwiają i przykładowo boję się, że przesoliłam jakąś potrawę – a tu chłopaki pędzą po solniczkę i jeszcze sobie doprawiają. Albo jem bez zmrużenia oka pioruńskie kwaśnielce, których inni nie są w stanie przełknąć.
Zajrzałam jednak do lodówki – patrzę, a tu w soku pływa sobie SELEN. To wszystko wyjaśnia!

Jeśli natomiast chodzi o gmailizację (dżimailizację), to zakończyliśmy ostatnio współpracę z AT&T/SBC/yahoo w zakresie dostarczania internetu do naszego mieszkanka, z czego wynika, że za miesiąc zamkną mi też nieodwołalnie konto emailowe, kasując wszystkie dane. Stąd wynika nauczka na przyszłość, żeby nigdy w życiu nie mieć poczty powiązanej z dostarczycielem jakichś usług. Przepadnie mi kilka lat korespondencji, bo nie ma chyba sposobu, żeby to jakoś spakować i sobie zabrać.
Szukam zatem nowego konta i prawdopodobnie skończy się na gmailu. Można zrobić import adresów, więc chociaż z tym nie będzie kłopotu. A że reszta listów zniknie... no trudno. Kilka jakichś szczególnie pamiątkowych sobie przepcham, a pozostałe – good bye. No i jeszcze trzeba będzie pozmieniać wszelkiego rodzaju subskrypcje w jakichś stu piętnastu miejscach – od banku po kupony do kraftowych sklepów.
A propos kraftów – mam już szesnaście domków, to jeszcze zostało do zrobienia pięć. A za chwilę zaczyna się weekend :). Wycieczek raczej nie przewidujemy, ewentualnie wyjście do kina. Poza tym mam z dwieście zdjęć do wsadzenia na Shutterfly.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Polecam Gmaila. Uwielbiam, jak grupuje rozmowy, a i wyszukiwarka znacznie sie poprawila.

kasia | szkieuka pisze...

konto jest! tylko na razie zadnych emaili na nim nie ma :D