
Poza tym – czuję się ostatnio ignorowana. Głównie na zakładzie, bo wypadło mi zebrać od reklamodawców wyjątkowo wielką ilość materiałów, tekstów, ilustracji i logo. Podostawali po trzy przypominające emaile, potem jeszcze dzwoniłam, zostawiałam wiadomości – no kurka flaczek, ja wiem, że wszyscy są extremely busy, ale żeby aż taki procent ludzi miał mnie gdzieś... i nie tylko mnie, tylko reklamy, za które osobiście płacą. A szczególnie podpadła mi niejaka Ros, która od lutego przy każdym wydaniu dwóch magazynów, w których się reklamuje, robi to samo: zwleka do najostatniejszego momentu, po czym przysyła plik w złym rozmiarze albo niskiej rozdzielczości. Albo pięć minut po jego przysłaniu krzyczy, że będzie nowy, bo coś tam pomylili.Ignoruje mnie też Chicago Title, które ma wysłać do powiatowego skarbnika papiery w sprawie zwrotu nadpłaconego podatku od własności. Dzwoniłam w lutym i marcu, zostawiałam wiadomości – zero kontaktu. Wysłałam faks 2 maja, zadzwoniłam, rozmawiałam z kobietą – już, już mieli to wysyłać. Zadzwoniłam wczoraj do skarbnika – nic nie przyszło. Zadzwoniłam do Chicago Title – babka znowu nie odbiera i również nie oddzwania. Wrrrr. Normalnie Immigration działa bardziej wartko, niż ta zakichana instytucja.
No i dzieciaki mnie wczoraj też zirytowały – muszę im w sobotę zapodać mowę umoralniającą i ewentualnie któregoś z lekcji wyrzucić, to na jakiś czas się uzdrowi sytuację.
2 komentarze:
Lovely ATC's!
and even more beautiful close up - thank you for the giant boxes of mints Kasia - my sons are very happy :)
Prześlij komentarz