Nie lubię, zdaje się, blogasków z muzyką. W domu nie lubię - bo się niekiedy strony ładują w nieskończoność, szczególnie jeśli są gęsto upstrzone ruchomymi slajdami. Ja rozumiem, że to wszystko frajda, cukiereczki, ozdóbeczki, ale trochę utrudnia żywot, jeśli się nie posiada akurat superłącza i musi się czekać na załadowanie piętnastu migajek z majtającymi motylkami czy oczobipnymi gwiazdeczkami.
Natomiast przed chwilą omal nie ogłuchłam. Siedzę sobie na zakładzie, słucham Josha Grobana umiarkowanie głośno na słuchawkach, włażę przerywnikowo na pewnego bloga... i BUUUUUUM! Nagle rąbnął mi w uszy straszny łomot, który chyba w normalnej głośności byłby całkiem przyjemny, ale albo się nie da - albo właścicielka blogaska nie umiała ustawic głośności na nieobraźliwą dla ucha.
W pierwszej chwili myślałam, że to Groban nagrał jakiś dziwny duet, więc natychmiast ściszyłam do zera w Playerze - a tu guzik. Zrzuciłam słuchawki i dopiero wtedy zajarzyłam, że to z bloga. Wrr.
Dlatego nie cierpię blogowej muzyki, przynajmniej chwilowo. Nadaje się jedynie do mało przyjemnego wyrywania ludzi z popołudniowego letargu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz