T przypomniał sobie jakąś starą piosenkę o kombinacie i stąd ten tytuł.
A kombinat papierowo-wytwórczy lepił wczoraj ambitnie przez cały wieczór, żeby zrobić dziesięć rzeczy na jutrzejsze targi zwierzakowe. Wypuścił dodatkowo zakładkę dla Laury (jedną z azjatyckich), bo wczoraj przyniosła mi z konferencji, w której uczestniczyła, numer magazynu o robieniu kartek właśnie.
Niezwykle przyjemnie jest, kiedy robi się coś za darmo czy też charytatywnie, a tu nagle i niespodziewanie spada nagroda - z jakiejś zupełnie innej strony. To jakby wdepnąć na chwilę do rajskiego ogrodu, tak to sobie wyobrażam: zieloną, słoneczną łąkę pełną kwiatów i szemrzący nieopodal strumyk.
Takoż i ta wczorajsza gazeta mnie bardzo uradowała, a poza tym dziś przyszłam do pracy, patrzę, a na biurku kartka z kartą Visa na $50. W nagrodę za dodatkowy wysiłek włożony w instalowanie nowej bazy danych. Nie jest to może jakaś kosmiczna suma, ale sam fakt, że przyszła, jest niesamowicie miły. Zupełnie się nie spodziewałam.
Przedstawiam zatem bez dalszego gawędzenia zakładeczki. Do przyszłego piątku mam zrobić ich na zamówienie 20 - w kombinacie będzie furczało (i pachniało klejem). Cały czas wypada też mieć na pamięci schronisko zwierzowe - co prawda jest sporo czasu, bo następna impreza dopiero w sierpniu, ale w lecie zwykle bywa mało wolnych minut.
Odkrycie tygodnia: mam sobie biały azjatycki papier z wytłoczeniami, taki jak widać w tle zdjęć. Odkryłam, że można go pomaziać delikatnie poduszeczką tuszową i zabarwić. Wiem, wiem, bardzo proste odkrycie, ale zdarzyło się wczoraj późno, na sam koniec klejenia, i wielce mnie uradowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz