wtorek, 29 kwietnia 2008

przyrodniczy zawrót głowy

Przedstawiam niniejszym nowego mieszkańca – brodziatego smoka El Lizardo. Przybył do nas w niedzielę razem ze swoim dobytkiem: akwarium, konar, miska na wodę, dwie miski na jedzenie, dwa pudełka na świerszcze, ze dwa tuziny żywych świerszczy, sucha karma dla świerszczy, mokra karma dla świerszczy, uzdatniacz wody, trzy lampy, grzałka, termometr, witaminy, martwe mączniki młynarki, żywe mączniki młynarki, małe szczypce, duże szczypce, sucha karma dla jaszczura, mokra karma dla jaszczura, małe pudełko do przenoszenia jaszczura, trzy worki piasku, kawałek drewna, spryskiwacz do skóry, sześć zapasowych żarówek i zasmażka. Żartuję – ale tylko co do zasmażki. Nie można powiedzieć, żeby jaszczur podróżował z małym bagażem.
I teraz wygląda to tak: jaszczur siedzi i gapi się na świerszcza albo w przestrzeń. Kot siedzi i gapi się na jaszczura. Pisklak siedzi na łóżku i gapi się na cały zwierzyniec. A ja gapię się na to wszystko przechodnio po drodze do łazienki.

Piękne ubarwienie na grzbiecie - nie mogę się nadziwić, jak te łuseczki są perfekcyjnie ułożone.

W niedzielę nasadziłam na balkonie zielska – wybraliśmy się z T do Walmarta i małżonek nawet dokonał wyboru co do zestawu gatunkowego. Oprócz aksamitek, petunii, celozji (?) i omączonego młynarza mamy szczypiorek, bazylię, koperek oraz zielone i żółte paprysie. Wczoraj musieliśmy jeszcze dokupić gleby, bo brakło, więc dziś czeka mnie ciąg dalszy sadzenia.
Kontynuując temat zwierzęcy – spiknęłam się ze schroniskiem dla zwierząt, które w weekend będzie miało stragan z ręcznie robionymi rzeczami na Festiwalu Bzów w Lombard. Wyprodukuję dla nich conieco kartek – ruszyła mnie telewizyjna reklama innej organizacji zwierzęcej, proponująca zapisanie się na comiesięczne datki. Wszystko pięknie, ale o ile stacje telewizyjne nie puszczają tych reklam za darmo, to idą na nie całkiem spore kwoty! Jakoś mi się to nie zgadza.
A w takim lokalnym schronisku wiadomo, że pieniążek idzie rzeczywiście na zwierzaki – tym bardziej, że można samemu kupić przedmioty czy jedzenie z listy potrzeb, jaką zamieścili na swojej stronie w internecie. Przeczytałam, że pomiędzy marcem a wrześniem przybywa do nich dwa tysiące kotów i kociąt... a ile do tego jeszcze psów, królików, ptactwa... Tak sobie myślę, że zbieranie pomocy dla ludzi jest chwalebne, ale człowiek powinien jakoś być w stanie się w końcu wziąć w garść i zarobić na siebie. Zwierzaki nie mają takich szans...
Zmiana tematu, żeby było optymistyczne zakończenie – w długi weekend majowy wybieramy się do Missouri w temacie Marka Twaina. We wrześniu Teksas, a ostatnio myśli błądzą mi też wokół Zachodniego Wybrzeża planowanego na przyszły rok, jako że właśnie wysłaliśmy papiery dla Szwagra, który ma przyłączyć się do wyprawy. Plan jest taki, żeby lecieć do Seattle, zwiedzić parki w Oregonie i w Kaliforni, po czym wracać z San Francisco. W San Fran koniecznie trzeba będzie zjechać Lombard Street – oto zdjęcie satelitarne:

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

No no, niezly ten zwierzak.
Wczesnie sadzisz warzywa. Ale pewnie jesli zrobi sie zimno, to mozesz je zabrac do domu? Ja sadze prosto do ziemi, wiec poczekam jeszcze ze 2 tygodnie.
Mi marzy sie trasa SF-LA nad brzegiem Pacyfiku. W SF bede na Labor Day, ale na przejazd do LA chyba nie starczy mi czasu.