poniedziałek, 14 kwietnia 2008

kołderkowe sprawozdanie

Odwiedziłam wczoraj festiwal „quilts” czyli... no właśnie, nie wiadomo do końca czego. Bo rozpędziłam się, żeby napisać „czyli patchworków”, ale jest to dość marne tłumaczenie. W gg wychodzi, że to kołdra, pikować, pikowanie. W wikipedii polskiego odpowiednika w ogóle nie ma. Kołdra oddaje tylko część znaczenia, więc chyba wymyślę własne słowo, na przykład pikowanki. Większość wczorajszych eksponatów była w jakiś tam sposób pikowana.
Ale do rzeczy. Po pierwsze – centrum wystawowe w Rosemont to kolos. Wysiadłam na parkingu (jedenaście $$ ze mnie zdjęto!) i poczułam się, jak mała czerwona krwinka, która wpadła do żyły – tuby, którą naród wędrował ponad ulicą i przez zakamarki do holu, gdzie kupowało się bilety (10$ - nie tak źle).
Weszłam na salę i dzieła sztuki – bo inaczej się tego nie da nazwać – zwaliły mnie z nóg. Ileż to trzeba czasu i precyzji, żeby wymyślić, pociąć, pozszywać – i to w tak elegancki sposób! Było kilka pikowanek dwustronnych, i nie chodzi o to, że szyje się dwa osobne kawałki i potem łączy: jeden kawałek materiału, na którym są aplikacje i właśnie ani supełka nie widać. Po obu stronach ślicznie.
Jeśli chodzi o tematykę, to rozpiętość była ogromna: od najbardziej klasycznych zszywanek (ha, kolejne fajne słowo na określenie tej techniki) z bloków geometrycznych poprzez kwiaty, krajobrazy, architekturę i... kosmos, aż po całkiem odjechane kompozycje nie tylko ze szmatek. Rozmiary też prezentowano rozmaite: od pocztówek (niestety, nie wolno było fotografować) aż do kołder na wielkie łóżka.
Myślę, że największe wrażenie zrobiła na mnie praca Zeny Thorpe z Kalifornii na temat greckiej urny. Jej inspirację stanowił wiersz Johna Keatsa „Oda do greckiej urny” oraz iluminacje z piętnastowiecznego włoskiego manuskryptu Biblii, The Urbino Bible.
Pozwalam sobie zamieścić zdjęcia większe, niż zwykle – proszę cierpliwie czekać na załadowanie; warto się przyjrzeć, ile tam jest szczególików. I ta kołdra, choć spora – właśnie wielkości łóżka – jest calusieńka robiona ręcznie, nie ma tam ani jednego maszynowego szwa! (szwu? Hm.)
Białe wypukłości to koncert techniki trapunto - gdzie między dwie warstwy materiału wkłada się grubsze elementy i zaszywa w taki sposób, żeby były widoczne zamierzone wzory.


Oprócz wystawy była też część handlowa. W większości szmatki, co mnie trochę dziwi, bo w zwyczajnych sklepach kraftowych czy materiałowych szmatek jest bez liku i myślę, że taniej wychodzą, niż na takich targach. Były też akcesoria typu supernożyczki, niezniszczalne pokrowce na deski do prasowania itp. Załapałam się na kilka pokazów technik, a na jednym ze stoisk (lubię je sobie nazywać „stragany”, bo jakoś fajniej brzmi, bardziej kraftowo) wręczono mi torebkę z małym krafcikiem do wykonania. Był to zestaw do techniki zwanej English Paper Piecing. Polega ona na tym, że kartoniki określonych kształtów obszywa się szmatkami – tymczasowo, fastrygą. Potem te kawałeczki się łączy i kiedy elemencik jest ze wszystkich stron połączony z sąsiadami, to fastrygę można wypruć i kartonik wyciągnąć. (Gdyby ktoś koniecznie chciał, to mogę zamieścić instrukcje.)
Nie mogłam się powstrzymać od wypróbowania; poniższe zdjęcie pokazuje rezultat próbki. Potem jeszcze każdy kwiatek obszywa się jedną dodatkową warstwą, potem robi się ze sto pięćdziesiąt takich zestawów oraz małych elementów do zatkania dziur między nimi, potem się wszystko skłąda do kupy, podszywa jakimś materiałem, dodaje obrąbek... i nie minęło pięć lat, a JUŻ mamy quilta :D.
Jedna z podobnych zszywanek znalazła się na okładce targowego katalogu, który wykorzystałam tutaj jako tło, a potem zobaczyłam ją na żywo.


I chyba tyle na dziś – aha, jeszcze tylko fotka nabytych wczoraj skarbów.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Widzialam gdzies zajawke tego festiwalu i mialam nawet Ci pisac (oczywiscie zapomnialam), ale widze, ze trzymasz reke na pulsie.
Robia wrazenie te pikowanki.

kasia | szkieuka pisze...

staram sie trzymac :) wczoraj sie uradowalam, ze w Rosemont bedzie wielka impreza ogolnokraftowa, ale okazalo sie niestety, ze to tylko dla ludzi z branzy... szkoda.
pikowanki wymiataja. widzialam je niejeden raz w telewizji, ale dopiero na zywo widzi sie, ile wymagaja pracy.