W niedzielę byliśmy w Brookfield ZOO – znowu kilka zdjątek z nowego aparatu. Zobaczyłam wreszcie AARDVARKA – dziwne zwierzę afrykańskie, z wyglądu skomponowane z części składowych innych stworzeń: ogon of kangura, brzuch i ryjek od świnki, uszy od zająca. Po polsku nazywa się toto mrównik.
Kilka zwirzów:
Pojutrze z kolei wybieram się na imprezę w Rosemont, którą w skrócie nazywam „targi kołderek” – Quilt Show mianowicie. Spodziewam się tam wystawy patchworków, od których szczęka opadnie mi do samej ziemi, a także mnóstwa stanowisk targowych ze szmatkami, guzikami, akcesoriami i nie wiadomo czym jeszcze. Niestety, ani Tomasz ani Pisklak nie chcą ze mną iść. Ciekawe dlaczego. Przecież będzie tak ciekawie!
Z ciekawych rzeczy jest też link do instrukcji jak przerobić starą książkę na torebkę.
Jeśli zaś chodzi o najnowsze kraftowanie, to wczoraj mnie wzięło na eksperymenty z „przyjaznymi środowisku” koralikami z... butelek po Nałęczowiance. Kolorek miły i taki ciekawy materiał – od dawna mnie kusiło, żeby coś z tego zrobić. Jak się wytnie kółeczko na ok. Centymetr średnicy i przysmędzi delikatnie nad świeczką, po czym wypali się dziurkę – to wychodzą takie fajne płyteczki. Nie podejmuję się wyprodukowania całego sznurka takich koralików, ale można przecież połączyć je z prawdziwymi.
I niby są ekologiczne, bo wykorzystują surowiec wtórny – ale z drugiej strony smędzenie z całą pewnością wytwarza jakieś szkodliwe smrodki, choćby w miniaturze. Czyli jest tak, jak zwykle się dzieje z ekologią; na jednym końcu coś zaoszczędzimy, wykorzystamy, ale na drugim – szkodzimy.
Jeśli zaś chodzi o najnowsze kraftowanie, to wczoraj mnie wzięło na eksperymenty z „przyjaznymi środowisku” koralikami z... butelek po Nałęczowiance. Kolorek miły i taki ciekawy materiał – od dawna mnie kusiło, żeby coś z tego zrobić. Jak się wytnie kółeczko na ok. Centymetr średnicy i przysmędzi delikatnie nad świeczką, po czym wypali się dziurkę – to wychodzą takie fajne płyteczki. Nie podejmuję się wyprodukowania całego sznurka takich koralików, ale można przecież połączyć je z prawdziwymi.
I niby są ekologiczne, bo wykorzystują surowiec wtórny – ale z drugiej strony smędzenie z całą pewnością wytwarza jakieś szkodliwe smrodki, choćby w miniaturze. Czyli jest tak, jak zwykle się dzieje z ekologią; na jednym końcu coś zaoszczędzimy, wykorzystamy, ale na drugim – szkodzimy.
1 komentarz:
Fajnie w końcu znaleźć wsród blogów jakaś ekologistkę ;)
Pozdrawiam!
Prześlij komentarz