czwartek, 27 marca 2008

Zagwozdka językowa, a nawet dwie

Przeanalizowałam sobie dzisiaj trzy tubylcze słówka. Wymawia się je jednakowo, ale znaczenia są bardzo różne. Znajomość ich pisowni jest zatem ważna, żeby się nie wygłupić.
Pallet – to paleta, na którą składa się przykładowo paczki do wysłania, potem się je okręca folią i wysyła jako całość. Istnieje też pocztowy termin co-palletization, znany mi z naszego redakcyjnego światka: drukarnia zamiast wysyłać paczki z różnymi magazynami w mniejszych grupach (czyli jedna grupa obejmuje tylko jedną publikację), organizuje je po kilka publikacji w palety, myślę, że geograficznie, i wtedy wysyłka wychodzi taniej.
Palette – tego słówka używamy mówiąc o palecie malarskiej lub o palecie kolorów, jako o zestawie barw wykorzystanych np. w jakimś dziele sztuki.
Palate – podniebienie :). Mamy soft palate i hard palate, jak również użycie podobne do polskiego – upodobanie, wyczucie smaku, jak w zdaniu This is too ornate for my palate.

Problem numer dwa. Nikt w domu nie wie, jak odmieniać lasagna. Internetowy Kopaliński proponuje w ogóle lasagne, ale w tubylczych przepisach konsekwentnie widzę jednak lasagna.
Skutek zamieszania jest taki, że co zdanie, to inny rodzaj i liczba. W sumie fajnie jest miec takie eksperymentalnie dowolne słowo i wyginać język (w sensie language) jak... ugotowane paski lazaniowe. Tak więc w ciągu ostatnich dwóch dni można było usłyszeć w naszym mieszkaniu następujące wypowiedzi:

Idę się zająć lazaniami.
Podgrzeję sobie teraz lazaniego.
Ale mi fajna lazania wyszła.
Dziś na obiad mamy lazanie.
Lazań mi się przypiekł!
Co oni zrobili temu lazaniu?


Kopaliński nawiązuje również w swojej definicji do łazanek, ale to przecież całkiem inna potrawa: łazanki są malutkie i kwadratowe. Nic nam to nie pomoże.

Brak komentarzy: