Dzisiaj wypożyczam zdjęcia od koleżanki z redakcji, która własnie wróciła z Chin. Zdaje się, że poniekąd trzymamy się razem, przynajmniej w zakresie podróży, przez to, że... nie trzymamy się z resztą kurnika :). Nie żebyśmy się "nie lubili", ale kurnikowe dziouszki na wakacje jadą do hotelu z wszelkimi wygodami, na plażę z parasolem, ewentualnie przedsięzabierają uczestnictwo w arcyzorganizowanej wycieczce w bezpieczne miejsce.
Rae i ja... wolimy miejsca bardziej niedostępne, choćby miały nawet być mniej ładne i wygodne.
Rae oraz Szef pojechali zatem do Chin na konferencję. Po ważnych obradach mieli dzień wolnego, kiedy zabrano ich na wycieczkę do kilku atrakcji. Trzeba jednak dodać, że sami stali się atrakcją - Szef ma dobre metr osiemdziesiąt, a Rae jest Blondynką z Niebieskimi, więc Chińczycy robili sobie z nimi zdjęcia jakoby z przybyszami z innego świata.
Zaczynamy od wjazdu na płatną autostradę... niby nic nadzwyczajnego, ale jednak te krzaczki na górze...
Skała z zestawem postaci Buddy.
Nie wiem, o co się rozchodzi z tym osznurkowanym drzewem, ale jest to dość niezwykły obiekt.
Rae i Szef mieli możliwość zwiedzania plantacji herbaty, a nawet dostali w prezencie po puszce zielonych listków. Nie omieszkam skorzystać z zaproszenia do wypróbowania. Podobno herbatę się wypija, a listki się przeżuwa. Hm.
Z tego, co mówi Rae, te budki na dachach to świątynki poświęcone zmarłym członkom rodziny.
Ostatnie zdjęcie - moje ulubione z całego albumu. Czyż to nie piękne?
A na Shutterfly pojawiła się druga paczka ze zdjęciami z naszej ostatniej wyprawy - między innymi najbardziej kolorowe miasto, czyli Campeche.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz