piątek, 7 marca 2008

Dziś dla odmiany na pomarańczowo

Jadąc jeszcze na wycieczkowych wspomnieniach pitraszę meksykański ryż. Przepis mam z dwujęzycznego czasopisma „estylo”. Podczytuję je sobie tu pięć minut, tam pięć minut – z nadzieją, że jednak coś mi się do rozumu przyspawa.

Ryż meksykański Amandy

7 uncji ryżu długoziarnistego (10 uncji to mniej więcej szklanka)
14 uncji wywaru z kurczaka (może być z puszki)
3 łyżki masła pół łyżeczki posiekanego/zgniecionego czosnku
ćwierć filiżanki siekanej cebuli (filiżanka to z grubsza szklanka)
jedna trzecia filiżanki marchewki pociupanej na drobniutkie kostki
pół filiżanki siekanych pomidorów
sól i pieprz do smaku (nie dodawałam soli – tut. rosół z puszki jest wystarczająco słony)

Podgrzewamy wywar w garnku. Jednocześnie rozpuszczamy w drugim garnku masło. Podsmażamy na nim cebulę, czosnek i marchewkę – wedle przepisu 2 minuty. Dodajemy ryż i chwilę też podsmażamy, ciągle mieszając.
Wlewamy następnie gorący wywar (mocno syczy i może zapewne ochlapać, więc wlewamy powoli.) Dodajemy pomidory, sól i pieprz. Gotujemy (tak jak się gotuje zwykle ryż) na małym ogniu przez 20 minut. I smacznego!

Przy okazji przyswajamy słówka:
onza – uncja
cucharada – łyżka
cucharadita – łyżeczka
taza – filiżanka
a gusto – do smaku (sal y pimienta a gusto)

arroz – ryż
mantequilla – masło
ajo – czosnek (to już znamy z wycieczki zeszłorocznej na Dziki Zachód – była miejscowość Ajo)
cebolla – cebula (to już wiedziałam)
zanahoria – marchewka
tomates – pomidory, a jakże s
al y pimienta – sól i pieprz

W weekend będę eksperymentować z kolejnym przepisem z tego źródła - zapiekane cukinie z nadzieniem. Z dodatkiem "ognia", oczywiście - zakupiłam w tym celu bardzo malownicze paprysie habanero.

Brak komentarzy: