czwartek, 6 marca 2008

Bardzo żółty wpis

Wpis niniejszy jest bardzo żółty dlatego, że T przyniósł do domu (zamiennie za róże, którymi mnie nadal czesto obdarowuje :) "takie szczotki na łodygach jak rabarbar, podobne do dindilajów" - tak był łaskaw określić żonkile. Fakt, że w zwiniętym stanie może nie były najbardziej atrakcyjne, ale szybko się pootwierały i mamy teraz na stole cudną wiosnę.

Poza tym zaś cierpię na przepracowanie. Raz, że odkopuję się z zaległości wakacyjnych; dwa - odbywa się właśnie w redakcji zmiana bazy danych i, jak to zwykle się zdarza, transfer danych nie był idealny; dostałyśmy więc każda po swojej działce klientów do sprawdzenia i ewentualnie poprawienia. Moja grupa wygląda nienajgorzej, ale i tak jest to supernudne i dzióbane zajęcie. Cinderella job.
Siedzę na zakładzie po dziesięć godzin, wracam do domu, coś tam upitraszę ewentualnie na następny dzień i potem niby mam ochotę pokraftować, ale mi się straszliwie nie chce i z weną też cienkawo. Jedną zakładkę wyobraziłam sobie jeszcze przed wyjazdem, poskładałam materiały na kupkę i jeszcze nie została zrealizowana... A mogłabym natrzaskać zakładek i kartek na sprzedaż - bo chyba byłby w pracy popyt. W końcu święta idą.
No nic, widać w życiu jest tak, jak powiada Mędrzec Salomon (w parafrazie): jest czas kraftowania, i jest czas, kiedy zabawki na robótkowym stole leżą sobie i czekają na lepsze dni.

Brak komentarzy: