Internet bardzo lubię, nie zaprzeczam. Grzebię w nim z ciekawości, zdobywając informacje o aniołach, quiche’ach, autostradach, liściastych smokach, Medyceuszach i...zasmażce. Korzystam w pracy, chociażby z szukacza kodów pocztowych do wybrakowanych adresów. Mam sobie blogaska, zdjęcia na Flickrze, posty w forach, email...
No właśnie. Topię się w emailu. W pracy sprawdzam ostatnio skrzynkę swoją, Betty (poprzedniczki), skrzynkę „receptury kosmetyczne”, „ogłoszenia drobne” i Matta – poprzedniego szefa. Podczas weekendu ja sama dostaję tysiąc – dwa tysiące sztuk spamu. Wędruje on do pięciu spamowych folderów, z których jeden sprawdzam równie często, jak skrzynkę główną, bo pojawia się tam wszystko wysyłane przez Blackberry i część korespondencji np. z polskich emaili. Resztę mogę wyrzucić. Niestety, w przypadku Betty jest inaczej. Po pierwsze – jej adres był publikowany w magazynach i w internecie, więc dostał się na niezliczoną ilość list. Weekendowy urobek spamowy sięga więc czasem trzech-czterech tysięcy. Uaaaaaa! Po drugie – ponieważ piszą do niej rozmaite osoby, które nigdy się z nami nie kontaktowały, a pochodzą z egzotycznych krajów, istnieje prawdopodobieństwo, że wylądują w którymkolwiek ze spamowych folderów. Teoretycznie powinnam zatem przeglądać choćby pobieżnie wszystkie spamy.
Odkryłam ze zdumieniem, że ostatnio mój folder „Deleted” zwiększa się w zawrotnym tempie – i okazało się, że jeżeli skrzynka Betty jest podłączona pod mój email, to wszystkie wymazane liściki idą właśnie do mojego „Deleted”, a nie do jej.
Do tego ostatnimi czasy wysyłam dziennie do 60 maili, od czego grubnie mi folder „Sent Items”. Choćbym nie wiem jak się starała, zwyczajnie nie nadążam z czyszczeniem tego wszystkiego i codziennie dostaję od serwera upomnienie, że przekroczyłam dozwoloną ilość miejsca. A jak przychodzi to upomnienie? W kolejnym emailu, kurka flaczek!
Przesuwam większość ważnych wiadomości do przegródek „Personal Folders”, uporządkowanych wedle wydań magazynów i innych tematów, ale i tam jest dość ograniczona przestrzeń i przy jakichś 1.7 giga się przytyka, wypluwając brzydką wiadomość, że już się tam nic nie zmieści i że w ogóle odmawia współpracy.
Odkryłam na szczęście piękną kombinację klawiszy: CTRL+DEL. Usuwa ona emaile z pominięciem koszyka „Deleted Items”. Jest zatem lekarstwem na te tysiące spamów – znikają od razu. Nie zapychają serwera, uff.
Pozostaje mi jeszcze MNÓSTWO emaili do indywidualnego, ręcznego przerobu... I wiem, że jestem chomik nad chomiki, że inni potrafią jakoś mieć tylo kilka bieżących maili w skrzynce, ale u mnie przyrasta to w straszliwym tempie i nie wyrabiam z powracaniem do tego, co już niepotrzebne i można wywalić. Kiedyś... kiedyś sobie email wypucuję, odchudzę do może jednego giga :). Póki co – pozostaje mi (oraz adminowi) nadzieja, że serwer nie pęknie od tego całego potopu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz