W domu zaś dłubało się wieczorkiem conieco. Na fajnej nowej stronie House of Art jest wyzwanie walentynkowe - choć samo święto mało mnie fascynuje, to kobietki z Domu przedstawiają fajne techniki i właśnie to mnie kusi. Naciupałam zatem wycinanek na przestrzenny kwiatek - jakiś taki Łowicz mi wyszedł, czy insze Zalipie :)
Druga fajna technika z tegoż Domu to farbowanie zmiętego papieru na mokro. Zabrałam się za album z Gwatemali dla rodziny w Polsce. Myślę, że jak go szybko poskładam do kupy i potem tylko trzeba będzie dorzucić zdjęcia i podpisy, to będzie miał szanse zaistnieć. Niestety, album dla M - choć ładnie się zapowiadał - leży nadal w koszyku i uzyskał status UFO (UnFinished Object). Bynajmniej nie oznacza to, że nie zostanie skończony, tylko że wlecze się to niemożebnie.Kartki albumu wycięłam z manila folders, które miały zostać w pracy wyrzucone (RECYKLING!), każda z nich ma kieszonkę na dodatkowe skarby. Teraz oklejam je zmiętym papierem. Do tego będą inne ozdóbstwa, szary papier, jakieś kuronki, guziki itede.
Eksperymentuję też z nowym klejem. Do tej pory korzystałam z Rubber Cement, a teraz zakupiłam Tacky Glue - widzę na jego temat mnóstwo pochwał, ale jakoś wszystko mi się wygina, co nim posklejam. Zapewne dlatego, że kurczy się zawarta w nim chemia. Na taki album, który z założenia ma mieć wygląd pomięty i zmęczony, nadaje się jednak znakomicie.
2 komentarze:
Pieknie Ci wyszedł ten "łowicz":D I papier tez!
dzieki :) musze sprawdzic teraz, co z tym lowiczem, bo mnie bedzie mierzilo - czy naprawde maja tam takie wycinanki, czy zmyslilam?
Prześlij komentarz