W pracy się intensywnie pracuje (poświęcając jedynie kilka minutek na naklepanie niniejszego posta.) Wczoraj pierwszy raz komponowałam dla Bosa* "wycieczkę": rejestracja na konferencji, hotel i
letadlo. Mam nadzieję, że wszystko to będzie się zgadzało czasowo. Konferencja jest w lutym; kilka dni przed wyjazdem trzeba będzie jeszcze zarezerwować
limo celem dostarczenia Bosa na lotnisko. Nawet nie było to trudne, tylko czasochłonne. I zwalił mnie też trochę z nóg koszt - koszt tych rezerwacji dla jednego osobnika wynosi ponad trzy razy tyle, co nasza pierwsza dziewięciodniowa wycieczka na Dziki Zachód na dwie osoby. I dwa razy tyle, co planowany koszt Gwatemali.
W domu zaś dłubało się wieczorkiem conieco. Na fajnej nowej stronie
House of Art jest wyzwanie walentynkowe - choć samo święto mało mnie fascynuje, to kobietki z
Domu przedstawiają fajne techniki i właśnie to mnie kusi. Naciupałam zatem wycinanek na przestrzenny kwiatek - jakiś taki Łowicz mi wyszedł, czy insze Zalipie :)

Druga fajna technika z tegoż
Domu to farbowanie zmiętego papieru na mokro. Zabrałam się za album z Gwatemali dla rodziny w Polsce. Myślę, że jak go szybko poskładam do kupy i potem tylko trzeba będzie dorzucić zdjęcia i podpisy, to będzie miał szanse zaistnieć. Niestety, album dla M - choć ładnie się zapowiadał - leży nadal w koszyku i uzyskał status UFO (
UnFinished Object). Bynajmniej nie oznacza to, że nie zostanie skończony, tylko że wlecze się to niemożebnie.
Kartki albumu wycięłam z
manila folders, które miały zostać w pracy wyrzucone (RECYKLING!), każda z nich ma kieszonkę na dodatkowe skarby. Teraz oklejam je zmiętym papierem. Do tego będą inne ozdóbstwa, szary papier, jakieś kuronki, guziki itede.
Eksperymentuję też z nowym klejem. Do tej pory korzystałam z
Rubber Cement, a teraz zakupiłam
Tacky Glue - widzę na jego temat mnóstwo pochwał, ale jakoś wszystko mi się wygina, co nim posklejam. Zapewne dlatego, że kurczy się zawarta w nim
chemia. Na taki album, który z założenia ma mieć wygląd pomięty i zmęczony, nadaje się jednak znakomicie.
2 komentarze:
Pieknie Ci wyszedł ten "łowicz":D I papier tez!
dzieki :) musze sprawdzic teraz, co z tym lowiczem, bo mnie bedzie mierzilo - czy naprawde maja tam takie wycinanki, czy zmyslilam?
Prześlij komentarz