Lecielibyśmy do Cancun w Meksyku, następnie wypożyczylibyśmy pojazd mechaniczny i udali się na południe, do Belize, gdzie ogląda się rafy koralowe, delfiny i pozostałości po starych cywilizacjach. Dalej jedzie się do Belize City i na zachód do Gwatemali, do miasteczka Flores, które ponoć jest bazą wypadową do najgłówniejszego cely wyprawy - ruin miasta Tikal, schowanego w gwatemalskieh dżungli. Potem zmierzamy w kierunku północno-zachodnim, by w innych częściach Jukatanu zbadać dalsze ruiny, np. Chichen Itza. I może ewentualnie jakiś wulkanik dymiący by się trafił.
Póki co jednak, święta minęły trochę leniwie - przybyła półka z Ikei, na której znalazły się sterty kraftowych klamotów. Z radości sporządziłam całą stertę ateciaków.
We wtorek rano pojechaliśmy do Downtown pooglądać świąteczny świat; udało nam się wreszcie wsadzić nos do "krużganków" - naprzeciwko Hancock Building, jednego z najwyższych wieżowców na świecie, jest prezbiteriański kościół z krużgankami właśnie, pachnący starą Anglią, mający w środku cudo-witraże... Budynek ma niecałe sto lat, ale i tak wrażenie jest niesamowite, kiedy wśród wielkich i nowoczesnych struktur trafia się taka perełka.







4 komentarze:
Craftowo u Ciebie pięknie :)
Kurka.. a podróży do Gwatemali zaczynam juz zazdraszczać troszeczkę ;) Plan jest fantastyczny :)
Tylko badz barrrrdzo ostrozna, szczegolnie z roslinnoscia. Czytalas moze Ruiny??
Pasiakowo: dzieki za mile slowo :) z ta Gwatemala to jeszcze mam pewna niesmialosc... ale spelniamy marzenie kol. Malzonka, to sie trzeba wziac w garsc.
Dosko: nie czytalam. Czy ta roslinnosc jest agresywna? Aj aj... nie dosc, ze malpy zjadaja czlowiekowi jedzenie, to jeszcze zielsko czyha...
Oj agresywna jest nadzwyczajnie i przewrotna na dodatek :)
Prześlij komentarz