czwartek, 8 listopada 2007

maraton

Poszłam spać po drugiej, wspominając sobie w oparach kleju rozmaite osoby, które zarywają noce w celu wykonania jakiegoś planu. Jeszcze parę dni temu myślałam sobie, że ja tak nie umiem... ale jak trzeba, to trzeba.
Rezultaty poniżej: 26 kartek w dwa dni. Przy czym część elementów miałam gotowych wcześniej. Z poprzedniej grupy sprzedały się wszystkie z wyjątkiem tych nieszczęsnych poinsecji, do których już nigdy, ale to nigdy nie wrócę.

Czuję się jak maratończyk, który za chwilę zaryje nosem w glebę. Albo w biurko, z braku gleby.

2 komentarze:

pasiakowa pisze...

Ja pierniczę.. ile Ty zrobiłaś tych kartek - a do tego tak cudownych!!! Normalnie oglądam je i oglądam, Dzielna Kobieto :)
Wyśpij się teraz zdrowo :)

Aaa.. posłałam Ci dziś ateciaki.. może dotrą razem z poprzednimi? ;)

Pozdrawiam cieplutko!

Babsko pisze...

powtórze, za pasiakową: ja pierniczę! i jeszcze gały wytrzeszcze!