Wysyłam dziś pierwsze ateciaki – dwa do Szczecina, dwa do Arizony, dwa do Nowego Jorku. T stwierdził wczoraj, że nie do końca rozumie ten sport, ale trudno, może z upływem czasu pogodzi się z faktem, że takie niejako sztuczne tworzenie ruchu pocztowego jest FAJNE. Z rozrzewnieniem wspominam czasy papierowych listów... oraz dzień, kiedy mój adres wydrukowano w „Świecie Młodych” i przyszło chyba ze sto listów :).
Poniższe zdjęcie pokazuje kolejną serię na swap-bota - torebki. Jedna do opery, jedna na babskie spotkanie w Paryżu, jedna na łąkę.
Z rozpędu podkręconego zapałem różnych innych twórczyń, takich jak np. Pasiakowa, wyprodukowałam jeszcze około północy dwie dodatkowe karteczki. Natchnieniem dla niebieskiej były kwiatki, które moja Mama nazywa podróżnikami – takie niebieskie, pełno ich przy drodze. Przypominają mi pogodnie o Polsce, a poza tym mają wspaniały kolor, doskonały na kuchenne ściany: taki francusko-lawendowo-jasnoniebieski, ale nie turkusowy. Dołożyłam srebrne napisy – „chicory” (tak się to w tubylczym kraju zwie) i „traveler” – ku związkowi z Polską.
Potem poszłam za ciosem i powstały jeszcze kwiatki pomarańczowe z hasłem „marigold”. Po czym weszłam do wikipedii, żeby się dowiedzieć, czy po polsku to nagietek, czy aksamitka. Nie może być – i jedno, i drugie! Nie miałam pojęcia, że te dwa kwiatki są ze sobą systematycznie spokrewnione! (Zresztą podróżnik też jest z tej samej rodziny.)
Wychodzę sobie wczoraj z redakcji na parking, a tu słysze warczenie i brzęczenie. „Oho, klima nam się musiała popsuć, że takie odgłosy wydaje.” Zadzieram głowę – to nie klima, to helikopter! Idę do auta – o, to dwa helikoptery!
Wisiały sobie w sam raz nad naszym parkingiem przez dość długą chwilę, co umożliwiło pstryknięcie fotki. Popędziłam do domu, żeby w wiadomościach o 18:00 dowiedzieć się, jaka była przyczyna tego zainteresowania. Okazało się, że jakieś dziadki emeryty wyjeżdżały z parkingu i prawdopodobnie pomieszał im się gaz z hamulcem – pojechały po krawężnikach, skosem przez ulicę, przez łączkę i chlup do jeziorka. Pozwalam sobie na takie podejście, bo oprócz zdenerwowania nic się dziadkom nie stało – jeziorko było płyciutkie i woda nie zakryła samochodu. Tyle, że stres.
Porządki robi się zwykle na wiosnę, ale do wiosny mnie moje zasoby prawdopodobnie zawalą. Tak bywa, jeśli się jest chomikiem, a i tak nie stanowię najdrastyczniejszego przypadku, jaki sobie można wyobrazić, bo wyrzucam np. pudełka po produktach spożywczych, słoiki, śmieciową pocztę, część magazynów...
Jest jednak kilka miejsc, w których należałoby posprzątać.
- email w pracy – ponad 5 000 wysłanych wiadomości, część trzeba jeszcze zachować, choć stare, większą część wywalić... Dzisiaj pozbyłam się jakichś 400 mega poczty, ale to dopiero początek. Mam nadzieję, że przynajmiej nie będę dostawała co wieczór wiadomości od serwera, że przekraczam dozwoloną ilość miejsca.
- email domowy – zaczęłam układać wiadomości w folderach, część wyrzucać. Mam jakieś 1500 emaili do przebrnięcia.
- papiery w pracy – stosik do poukładana ma akieś 40-50 cm, gdyby połączyć stertę starszą i młodszą.
- koperty z dyskami z reklamami – mogłabym ułożyć je alfabetycznie. Nietrudno byłoby je opanować – jest ich może setka w trzech grupach.
- pliki na serwerze republiki – kończy się tam już miejsce, a gdybym chciała wystawić coś do sprzedaży na ebayu, to trzeba mieć gdzie składować obrazki. Hm, a może by tak założyć drugie konto...
- pliki na komputerze w pracy – trochę staroci wywalić, trochę wrzucić na dysk, bo jak kiedyś przyjdzie mi się przeprowadzić na nowy, to będzie kłopot.
- pliki na komputerze w domu – też już niewiele miejsca zostało, a siedzi tam kupa staroci pozostałych jeszcze po tym, jak Pisklak niechcący zawiesił dysk, a potem go eksperymentalnie formatował i odformatowywał.
- papiery z poprzedniego roku szkolnego polskich lekcji – pół godzinki i powinno być z głowy.
- sklepy na etsy (ściągnąć to, co jest, bo ruch jest bliski zera absolutnego) oraz na ebayu (wystawić, bo we wrześniu jest za darmo i może do grudnia się zarobi okołoświątecznie jakieś $$).
- zdjęcia na shutter – co obejmuje wystawienie zdjęć z ostatniej wielkiej wyprawy, z wyjazdu zeszłotygodniowego do Wisconsin i jeszcze kilku zaległych wyjść z Marcelim.
Uff. Dziesięć możliwości posprzątania. Będę odnotowywać postęp, a na razie biorę się za te pół metra papierów.
4 komentarze:
Hi hi - ale dzień pełen wrażeń :)
Ja niestety dziś nie zdążyłam wybrać się na pocztę, za to jutro czmychnę i wyślę karteczki dla Ciebie :)
Śliczne są te Twoje nowe wytwory ateciakowe i fajnie, że sprawiają tyle radości przy tworzeniu :)
Pozdrawiam cieplutko!
trudno, czasem sie nie "zdanza" (wiem, ze nie ma takiej formy tego czasownika, ale by sie przydala). Bede czekac z niecierpliwoscia - a Tomek tez sie cieszy na kolejna zyrafe :)
a ja nie mam szkieuek w ulubionych, co za niedopatrzenie!
Sliczne ATC
może dołączysz do wymiany na Flickrze?
grupa sztukownia atc
trzeba najpierw załozyć bezpłatne konto
pozdrawiam!
lavandula - chetnie dolacze, co prawda mam wrazenie, ze produkuje jakos mniej i niekoniecznie az tak tworczo, jak inne Sztukniete, ale co tam, poki sie nie sprobuje, to nie bedzie wiadomo!
Prześlij komentarz