niedziela, 1 lipca 2007

bluzg bluzg

Czytuje sobie czasem pewien blog (ale nie powiem jaki :). Dziewcze samotnie wychowuje synka, zmaga sie z przeciwnosciami. Czapki z glow. Niedawno zaprzyjaznilo sie z facetem o nieuregulowanym stanie cywilnym w sensie "od dawna razem nie mieszkamy, rozwod w toku." Do tego stopnia sie zaprzyjaznilo, ze zamieszkali razem, a synek zaczal go nazywac tata. I pieknie. I nagle trach - facet wraca do zony i coreczki. Dziewcze w rozpaczy - wiadomo, boli. Maly tez w rozpaczy.

Pod spodem STO TRZYDZIESCI komentarzy - w wiekszosci ciumcium, przytulamy cie, wysylamy pozytywna energie itp. I BLUZG wielki, wulgarnosc w co drugim komentarzu. Czy naprawde takie jest pokolenie polskich dwudziestolatkow, w kraju pozornie tak religijnym i pelnym uwielbienia dla JPII?

Podczas ostatniej wizyty w Polsce tez mnie zniesmaczyl jezyk zaslyszany na ulicach. Stoi grupka emerytow, bardzo porzadnie wygladajacych - bluzg. Przechodze kolo szkoly. Zjawiaja sie uczniowie - bluzg bluzg. Za nimi trojka nauczycieli - bluzg. Plugawy jezyk od najmlodszych lat.

Tutaj siedze sobie pod kloszem. Niewielka grupka Polakow, z jaka mam do czynienia, z przeklenstw nie korzysta. Zadnych, nawet tych lekkich. Od Polonii wulgarnej i prymitywnej jestem z daleka. W domu u nas sie mowi "ladnie", Amerykanie sie granicza i najgorsze haslo, jakie slysze w pracy to "crapsicles" - za powazniejsze slownictwo placi sie 50 centow od sztuki. W telewizji na miejscu przeklenstw slychac "biip". I jest to piekne!

Z drugiej jednak strony odzwyczailam sie od bluzgow i uszy tym bardziej mi wiedna, niczym szpinak we wrzatku. Wiekszosc Polakow niestety kultura nie grzeszy i nie ma dla nich znaczenia, czy sa na budowie, w biurze, w knajpie czy na ulicy. I przy dzieciach takoz. Pomyslalam sobie, ze ten bidny zrozpaczony kajtek z bloga ma naprawde pecha, bo nie dosc, ze facet po kilku miesiacach znajomosci z mama najpierw staje sie tatusiem, a potem ten piekny uklad rozwala, to jeszcze co najmniej polowa wspieraczy na duchu nie przebiera w slowach. Piekne przyklady do nasladowania.

Marudze? Moze mi sie tak zebralo na gledzenie... Trudno. Wyrazam opinie, bo... moge. Ha.

2 komentarze:

marikodzi pisze...

50 centów za każde użycie łaciny, no proszę! czemu u nas się to nie sprawdza? mnie te bluzgi też strasznie na nerw działają, ale to poszło już tak daleko że wątpię czy czy w kraju kwitnącej lipy coś się da z tym zrobić :(
Mimo to i mimo wielu innych wad, chyba na przekór sobie samej, nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej :/

kasia | szkieuka pisze...

ja tez raczej nie :)