piątek, 22 czerwca 2007

75 $

Tyle właśnie można dostać za moje autko – od składnicy części. Nie chcę mówić „składnicy złomu”, bo byłoby to strasznie przygnębiające. Przywiązałam się do neonki, służyła mi wiernie i nie psując się przez wiele lat, a tu trzeba powiedzieć „good bye, car” i się pożegnać. Żadne inne postępowanie nie ma sensu...
I żeby się już skończyły te przepychanki z mechanikami. Wrrrr. Nie przeszkadza mi to, że podjęliśmy ryzyko i zapłaciliśmy za naprawę pompy z nadzieją, że reszta jest w porządku, a teraz okazuje się, że pieniążki poszły się huśtać. Przeszkadza mi natomiast domniemane krętactwo mechaników, którzy raz mówią tak, a potem inaczej, najwyraźniej mając chrapkę na ten pojazd. Wkurzające jest to, że prawda może być taka, że zapłaciliśmy za naprawę, a oni sobie teraz to auto wezmą, naprawią za parę $, po czym sprzedadzą za półtora tysiąca albo choćby nawet jeden.
Niby dziś koło południa mamy gadać – mam nadzieję, że po raz OSTATNI – i powiedzą mi, czy chcą to auto, czy ktoś by je sobie jeszcze próbował uzdatnić. Jak dadzą stówkę, to neonka pojedzie do składnicy – wyłącznie na złość mechanikom i na zasadzie psa ogrodnika; skoro ja go nie będę miała, to oni też nie. Odpaliłam wczoraj pojazd u nich na parkingu, fakt, że pyrka jak traktor na tych trzech cylindrach – ale nie jesteśmy w stanie sprawdzić, czy silnik naprawdę jest popsuty, czy może coś tam zamącili, żeby sprawiał takie wrażenie. Tzn. dałoby się, ale za pieniądze :), a już nie ma sensu więcej w to autko pakować.
Wyciągałam wczoraj z niego wszystko, żeby już było gotowe... wylazły różności, stare papierki, jakieś notatki, tymczasowa tablica rejestracyjna, saszetka z cynamonem, którą sobie uszyłam wiele lat temu, muszelka, piłki do tenisa razem z rakietą, starusieńka mapa okolicy, z czasów kiedy jeszcze jeździłam całkiem sama... Trzeba będzie to wszystko posortować, część wyrzucić. Cyk. Jedyne pocieszenie jest takie, że może jeszcze z neonki ktoś coś sobie weźmie do transplantacji. W końcu jeśli ja mam wpisane w prawie jazdy, że w ekstremalnym przypadku można sobie wziąć części ze mnie, to i samochód może się w ten sposób przydać.
Z weselszej beczki: zrobiłam wczoraj dwie karteczki + jeden element. Nie za bardzo jestem tymi kartkami zachwycona – miały być ładniejsze... Trudno, eksperymenty. Na truskawce trzeba jeszcze domalować nasionka, a kwiatek dostanie jakiś środek – może guzik, a może coś innego. Karen przyniosła dziś swoje eksperymenty. Bardzo miło jest tak powymieniać spostrzeżenia. Hm, można by zorganizować w redakcji scrap-lunch – dla wszystkich papierowców raz na miesiąc, na przykład... Póki co, umówiłyśmy się, że każda z nas przyniesie po dwa kawałki papieru dla drugiej osoby, wymienimy się i zobaczymy, kto jakie pomysły wymyśli. To by się chyba nazywało challenge?



Brak komentarzy: