poniedziałek, 30 kwietnia 2007

pręgowane i skrzydlate

Pogoda wczoraj była niemożliwa w sensie nie da się siedzieć w domu, gdy za oknem słońce, jaskrawa zieleń, błękit i kwitnące drzewa. Udaliśmy się zatem do Lincoln ZOO. Impreza jest teoretycznie darmowa, ale znalezienie parkingu w porze niewczesnoporannej graniczy z cudem. Można, rzecz jasna, stanąć gdzieś na zakazie, ale jest to nierozsądne, bo cały czas jeździ policja i smaruje jeden mandat za drugim. Lepiej jest odżałować $12 i stanąć na okolicznym parkingu płatnym.
ZOO było zatłoczone i do niektórych zwierzów trzeba było poniekąd stać w kolejce, czyli zapolować na dziurę w tłumie, żeby się dostać bliżej klatki. Tomasz tradycyjnie najbardziej zafascynował się żyrafami, które mają szyje jak dźwigi i w ogóle konstrukcję na pierwszy rzut oka tak niewyważoną, że nie powinny istnieć. Mnie oprócz żyraf podobały się zebry i... flamingi. Idziemy sobie wśród zieleni, błękitu, ewentualnie brązu, a tu DINK ptaszyska cukierkowo różowe. Żeby nie powiedzieć róż majtkowy. Ot – takie florydzkie bociany.

W drodze powrotnej wysmażyliśmy zarys planu wycieczki na długi weekend pod koniec maja. Będziemy się chyba brać nad Niagarę – w sobotę dłuuuuga jazda nad Wodospady przez Kanadę (bo krócej, ale i tak chyba z 800 km), wieczorne oglądanie Niagary, nocleg, pół dnia jakieś Niagary w dzień (statek? Jaskinia Wietrzna?), powrót – nocleg może w okolicy Cleveland w Ohio – zwiedzanie – powrót do domu. Wychodzi na oko 1000 mil. W Cleveland jest do zwiedzania Cuyahoga Valley National Park (kto by się spodziewał parku narodowego w takim miejscu?), oraz Rock and Roll Hall of Fame. I na tyle nam pewnie starczy czasu :).

Brak komentarzy: