W nocy włamano mi się do autka. Jest to nieprzyjemna historia – nawet nie chodzi o koszt, bo wstawienie nowej szyby nie będzie kosztowało fortuny. Nie ukradziono mi też nic wartościowego – nie trzymam w aucie pieniędzy, odkąd wprowadzono na autostradach I-passy. Złodziej zwędził jedynie odtwarzacz CD, ale się srodze zawiedzie, bo był to najtańszy Walmartowy model, który po tych kilku latach używania solidnie nawalał. Nie grał w zimnie, nie grał na upale, a w temperaturach pośrednich przerywał szpetnie. Kradziej zawiedzie się więc głęboko. Tym bardziej, że grzebał tam, gdzie zwykle się trzyma monety i nic nie znalazł. Gdybym nawet tam miała jakieś pieniądze, to na pewno jakieś kilka dolarów, bo ileż można mieć w monetach?
Nie zabrał na szczęście mojej ulubionej angielskiej Biblii, która po pierwsze była prezentem, a po drugie – jest niezwykle mądra, bo ma milionpiencet przypisów historyczno-ogólnoznawczych. Tak więc naprawdę mogło być gorzej.
Zadzwoniłam na policję, przyjechała policjantka o takim wyglądzie, że złoczyńcy powinni w ogóle z mety przestać robić przestępstwa. Spisała, dała numerek raportu, powiedziała, że mogę sobie posprzątać. Następnie zadzwoniłam do ubezpieczenia, które i tak nie pokryje kosztów naprawy, bo są za małe (płaci dopiero od pięciu stówek). No i tyle. Tomuś mówi, że jutro pojadą wmontować nową szybę, a dzisiaj muszę sobie okno zakleić folią. Co będzie ciekawe, bo neonkowe drzwi nie mają ramy i worek będę przylepiać w pracy do dachu pojazdu, a potem odlepiać, żeby wrócić do domu J.
No i czy mam się obrazić na Amerykę, że mnie takie coś spotkało? Nie sądzę; koszt naprawy zapewne nie będzie większy, niż kilkanaście godzin pracy, a i z samą czynnością nie powinno być kłopotu. Szan. Małżonek nawet zażartował, że gdyby ukradli całe auto, to może byłoby lepiej, bo ubezpieczenie by coś zwróciło. Tylko żeby złodziej zostawił Biblię w zaparkowanej obok czarnej impali...
Nie zabrał na szczęście mojej ulubionej angielskiej Biblii, która po pierwsze była prezentem, a po drugie – jest niezwykle mądra, bo ma milionpiencet przypisów historyczno-ogólnoznawczych. Tak więc naprawdę mogło być gorzej.
Zadzwoniłam na policję, przyjechała policjantka o takim wyglądzie, że złoczyńcy powinni w ogóle z mety przestać robić przestępstwa. Spisała, dała numerek raportu, powiedziała, że mogę sobie posprzątać. Następnie zadzwoniłam do ubezpieczenia, które i tak nie pokryje kosztów naprawy, bo są za małe (płaci dopiero od pięciu stówek). No i tyle. Tomuś mówi, że jutro pojadą wmontować nową szybę, a dzisiaj muszę sobie okno zakleić folią. Co będzie ciekawe, bo neonkowe drzwi nie mają ramy i worek będę przylepiać w pracy do dachu pojazdu, a potem odlepiać, żeby wrócić do domu J.
No i czy mam się obrazić na Amerykę, że mnie takie coś spotkało? Nie sądzę; koszt naprawy zapewne nie będzie większy, niż kilkanaście godzin pracy, a i z samą czynnością nie powinno być kłopotu. Szan. Małżonek nawet zażartował, że gdyby ukradli całe auto, to może byłoby lepiej, bo ubezpieczenie by coś zwróciło. Tylko żeby złodziej zostawił Biblię w zaparkowanej obok czarnej impali...
- - -
Żeby się tak niemiło nie kończyło, pozwolę sobie dodać nieśmiałą próbę „digi-scrapa”, czyli kartki z cyfrowego scrapbooka. Jest to na razie nieśmiała próba, bo po pierwsze nie mam wprawy, a po drugie, nie dostaje mi rozmaitych elementów dekoracyjnych, które można sobie ściągać z różnych miejsc w necie do koloru, do wyboru. Próbuję, bo mnie to ciekawi, ale jednak serce mnie ciągnie ku scrapbookom papierowym... Ale z trzeciej strony – albumy cyfrowe zajmują mniej miejsca i można je komuś pokazać... Sama nie wiem. Może za kilka lat się przestawię?
Tak samo jak z tym blogiem – minęło jakieś sześć- siedem lat chyba od najpierwsiejszych początków, od pierwszego grzebania we FrontPage’u i PhotoShopie. Próbowałam robić strony w Wordzie, ale chociaż Word teoretycznie ma możliwość zapamiętywania w formacie html, na dłuższą metę się do prowadzenia strony nie nadaje. Ostatnio była krótka, a intensywna przygoda z Adobe GoLive. Wszystkie te opcje nie umożliwiają jednak takich bajerów, jak zostawianie komentarzy do poszczególnych postów, automatyczna archiwizacja czy oznaczanie wpisów etykietkami tematycznymi. No i ze zdjęciami jest jakoby łatwiej – miniaturka robi się „sama” i samodzielnie też linkuje się z większą wersją.
Jak do tej pory widzę, że nie za bardzo da się pisać po polsku w okienku blogowego edytora – wpisanie „ś” sprawia, że post się znienacka publikuje, natomiast „ż” wymazuje randomalnie kawałek zdania. Nie powinno się tak dziać – Blogspot powiada, że takie czynności są powiązane z skrótami klawiaturowymi z CTRL, a przecież polskie znaki pisze się za pomocą ALT, a i tak są takie niespodzianki. No trudno, nie zawsze pierwszy maja, będzie się notki klepało w Wordzie. Tym bardziej, że nasza domowa sieć bez drutu miewa czasem zawahania, a BARDZO nie lubię tracić tego, co już naklepałam.
Dostrzegam też pewne niekonsekwencje językowe, jakie funduje Blogspot – ni z gruszki, ni z pietruszki nazwy miesięcy w archiwum są po angielsku, a niby włączyłam polską wersję. Hm. Może się to kiedyś później wyjaśni.
Trzeba będzie też odbudować linki i wszystko inne, ale to po kawałeczku. Oficjalna data odpalenia nowego miejsca dla szkieuek w sieci to pierwszy maja.
Tak samo jak z tym blogiem – minęło jakieś sześć- siedem lat chyba od najpierwsiejszych początków, od pierwszego grzebania we FrontPage’u i PhotoShopie. Próbowałam robić strony w Wordzie, ale chociaż Word teoretycznie ma możliwość zapamiętywania w formacie html, na dłuższą metę się do prowadzenia strony nie nadaje. Ostatnio była krótka, a intensywna przygoda z Adobe GoLive. Wszystkie te opcje nie umożliwiają jednak takich bajerów, jak zostawianie komentarzy do poszczególnych postów, automatyczna archiwizacja czy oznaczanie wpisów etykietkami tematycznymi. No i ze zdjęciami jest jakoby łatwiej – miniaturka robi się „sama” i samodzielnie też linkuje się z większą wersją.
Jak do tej pory widzę, że nie za bardzo da się pisać po polsku w okienku blogowego edytora – wpisanie „ś” sprawia, że post się znienacka publikuje, natomiast „ż” wymazuje randomalnie kawałek zdania. Nie powinno się tak dziać – Blogspot powiada, że takie czynności są powiązane z skrótami klawiaturowymi z CTRL, a przecież polskie znaki pisze się za pomocą ALT, a i tak są takie niespodzianki. No trudno, nie zawsze pierwszy maja, będzie się notki klepało w Wordzie. Tym bardziej, że nasza domowa sieć bez drutu miewa czasem zawahania, a BARDZO nie lubię tracić tego, co już naklepałam.
Dostrzegam też pewne niekonsekwencje językowe, jakie funduje Blogspot – ni z gruszki, ni z pietruszki nazwy miesięcy w archiwum są po angielsku, a niby włączyłam polską wersję. Hm. Może się to kiedyś później wyjaśni.
Trzeba będzie też odbudować linki i wszystko inne, ale to po kawałeczku. Oficjalna data odpalenia nowego miejsca dla szkieuek w sieci to pierwszy maja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz