Wyczytałam dzisiaj w GW, że w Chicago będzie się budował największy wolnostojący wieżowiec mieszkalny na świecie... albo coś pokręciłam? Bo z tymi największościami bywa różnie, o czym pisałam już na poprzednim blogu. Zależy. W każdym razie w Chicago mają zbudować strukturę o kształcie obrzymiego wiertła - architekt nawiązuje ponoć do dymu z ogniska Indian, którzy mieszkali na tych terenach przed pojawieniem się Białych. Niektórym kojarzy się też ze źdźbłem preriowej trawy. A powstać ma do roku 2010 – 150 pięter. Dzisiaj ponoć przedostatnia instancja zatwierdziła plany, pozostała jeszcze jedna, ale ponieważ dotychczasowe zatwierdzenia cieszą się jednogłośnym poparciem, to ostatnie również nie powinno nastręczać trudności.
Nieodparcie nasuwają mi się skojarzenia z tym wszystkim, co ma zostać zbudowane w Polsce do Wielkiego Wydarzenia w roku 2012 (albo, jak uważają w Łodzi – w 20012). OBY się udało! Oby się ludziska przestali kłócić i gmerać w historii, która młodego pokolenia, zdaje się, nie obchodzi, jak wypowiadali się studenci z otoczenia Profesora Miodka. Trzeba w końcu kiedyś przestać zajmować się przeszłością – szczególnie na dwa sposoby, które wydają się być popularne w Polsce: albo labidzenie, że biedniśmy, bo od zarania dziejów nas uciskano, albo nienawistne szperanie w szufladach i szafach z aktami, żeby dokopać. Niektórym dokopanie się należy, nie ma co do tego dwóch zdań, ale skoro jest ograniczona ilość czasu i środków do dyspozycji, warto raczej zainwestować je w przyszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz