Sąsiedzi, którzy pod wodzą energicznego okularnika w turkusowej koszulce polo rozstawili wczoraj wielomodułowy namiot, a kampingową ławkę otoczyli budką z siatki i wstawili do niej masę wszelakiego dobytku, mają się znacznie gorzej – pomimo przykrycia struktury plastikową folią wyciągąją wodę ręcznikami, a w ich głosach słychać rozdrażnienie. Przez otwarte drzwi widać, że nie sypiają na materacach, tylko na sprytnych łóżkach polowych, które obecnie są składem wszystkiego.
Okoliczne wzgórza owinięte były kłębami białej mgły, a i droga ginęła chwilami w gęstym tumanie. Na autostradzie włączył się z kolei intensywny deszcz, który towarzyszył nam aż do Louisville na granicy z Indianą, gdzie mimo wszystko postanowiliśmy zjechać do parku stanowego przy wodospadach na rzece Ohio.
Jeśli spojrzeć na mapę okolicy, na moment można się zadziwić tamą biegnącą właściwie wzdłuż rzeki. To jedyne nieżeglowne miejsce na całej Ohio, zaczynającej się w Pitsburgu (gdzie byliśmy kilka lat temu) i płynącej ponad półtora tysiąca kilometrów aż do połączenia z Missouri (tam też byliśmy, na samiuśkich złączach :). Z tej też przyczyny w Louisville wybudowano tamę i śluzę, a że dno rzeki ukształtowane jest tak, a nie inaczej, wypadło postawić bardzo długą tamę równoległą częściowo do brzegów, łączącą istniejące wysepki.
Na pierwszej ilustracji widzimy porównanie starej mapy z obecnym stanem rzeczy, gdzie odnoga najbardziej południowa prowadzi do śluzy, środkowa - do tamy, a północna jest odgrodzona i tam właśnie ogląda się skamieniałości.
Źródło |
Zdjęcie od wschodu, znakomicie pokazujące tamę na środku rzeki:
Źródło |
I jeszce spojrzenie z północy - na pierwszym planie Visitor Center, dalej płaskie skały, a za nimi reszta rzeki:
Źródło |
Nas interesowało zejście na plastry skał tuż nad samą wodą (choć właściwie ciężko powiedzieć, gdzie ta woda by się zaczynała, pewnie różni się to zależnie od poziomu rzeki). Skały owe to stara rafa koralowa, gdzie nawet bez większych poszukiwań można natknąć się na skamieniałości rozmaitych żyjątek.
Schodzimy właśnie na jedno z największych na świecie otwartych stanowisk skamieniałości z okresu dewonu – i tak sobie po nich stąpamy, bo wedle parkowej strony w ogóle im to nie szkodzi. A deszcz wcale przy tym nie wadzi, kto wie, mokre skamieniałości może nawet lepiej odznaczają się od podłoża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz