czwartek, 21 lipca 2016

16:46. KY4: Ze łzami w oczach, czyli degustacja u Jima Beama

poprzedni odcinek | następny odcinek


Jak już wspomniałam, zwiedzanie gorzelni kończy się degustacją, która sama w sobie jest przeciekawa. Spodziewaliśmy się, że każdy dostanie po plastikowym kubeczku, z zawartością identyczną dla wszystkich, po dwa łyki i z głowy. Zaprowadzono nas jednak do pomieszczenia z automatami rozdającymi alkohole, po czym każdy w zamian za kawałek biletu dostał kartę z czipem załadowanym na dwie próbki. W rezultacie mogliśmy posmakować czterech produktów – T wykrył od razu dystrybutor z najdroższymi, na które we własnym zakresie raczej sobie nie pozwolimy.





Nie widzę zresztą potrzeby zakupu takich substancji :), bo po czwartym mikrołyku omal się nie udusiłam. Prawdopodobnie był to najmocniejszy alkohol, jakiego w całym moim mało procentowym żywocie popróbowałam – koło 60% ABV!

No i miłe jest to, że Jim Beam nie idzie na łatwiznę (i taniznę): do degustacji dostaje się prawdziwy szklany kieliszek, a nie plastikowe byle co; na dodatek ów kieliszek, ozdobiony logotypem producenta, można sobie zabrać na pamiątkę. Gorzelnia przemyślała sprawę do tego stopnia, że przy wyjściu leży nawet stos papieru przyciętego w sam raz do zapakowania owych kieliszków na podróż.


Przewodnik wiele razy użył określenia proof, czyli jednostki określającej zawartość alkoholu, którą widziałam już na butelkach mnóstwo razy, a nigdy nie rozumiałam. Z obserwacji u Jima Beama wynika, że proof wynosi dwa razy tyle co ABV czyli alcohol by volume – procent objętościowy alkoholu, czyli ile etanolu znajduje się procentowo w danym produkcie.

Jest tu jednak pewna pułapka, bo Wielka Brytania też używa jednostki proof, ale przeliczenie jest inne – 1.75 zamiast 2; zatem trzeba też sprawdzać, z jakiego kraju pochodzi butelka.

A sam koncept proof wziął się od żołnierzy brytyjskich, którzy sprawdzali, czy rum – część ich żołdu – nie jest rozwodniony: mieszali go z prochem i jeśli się zapalał, to wszystko było w porządku; jeśli nie – był rozwodniony. Właśnie tę zawartość konieczną do podpalenia określono jako 100% proof.


Zastanawiałam się też, jaki jest związek między Bourbonami – francuską dynastią królewską, a kentuckim trunkiem. Źródła mówią, że związek, owszem, jest, ale pośredni. Albo przez nazwę ulicy w Nowym Orleanie, skąd wysyłano whisky z Kentucky w świat, albo też od nazwy dawnego powiatu w Kentucky – takoż miejsca wysyłki drogą wodną.

Brak komentarzy: