Po drugiej stronie działu wodnego, czyli tam, gdzie rzeczki spływają już do Oceanu Spokojnego, przeszliśmy jeszcze jeden szlak – naprawdę lajcikowy, po płaskim i bez wiatru. Prowadzi on przez „cedrowy” las. Wśród Polonii używa się potocznie słowa „cedrowy” jako odpowiednika angielskiego „cedar” w odniesieniu do drewna używanego przeważnie na zewnątrz, na przykład do budowy tarasów czy jako gonty na dachach. Jest to drewno bardzo wytrzymałe, niepsujące się i przy tym wydzielające intensywny zapach, więc wiórami z niego obsypuje się czasem krzewy czy drzewa, bo nie weźmie się za nie żaden robal.
Botanicznie rzecz biorąc, nie ma tu jednak mowy o cedrach, tylko o żywotniku olbrzymim, po łacinie Thuja plicata. I z cedrami libańskimi pojawiającymi się w Biblii nie mają te drzewa nic wspólnego :)
„Cedry” są piękne i majestatyczne – o prościutkich, strzelistych pniach z eleganckimi, pionowymi liniami.
Co ciekawe, na wielu spośród tablic rozstawionych przy szlaku zamiast informacji naukowych były... haiku.
No i jeszcze wspomnieć trzeba ławki w strategicznych miejscach – wodospady, skały oraz... korzeń przewróconego drzewa z ciekawą grą światła.
+++++++++++++
I jeszcze kilka bonusów upolowanych na przystankach w różnych punktach parku. Cudnie niebiesie wody w rzeczułkach - na drugim zdjęciu zaplątała się niechcący jakaś pańcia i dzięki temu widać skalę!
Niedźwiedź, który najpierw siedział na drzewie, a potem zlazł i przeprawiał się przez rzekę - miałam tu bardzo mieszane uczucia, bo wszystko działo się tuż przy drodze, oczywiście zatrzymało się sporo samochodów, ludziska powyskakiwali z aparatami - a dźwiedź był chyba mocno tym wszystkim przerażony :(
I jeszcze - jako mimo wszystko optymistyczny akcent na zakończenie odcinka - malownicze tablice rejestracyjne:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz