Wychodzę z biura kilkadziesiąt kroków za gościem z działu konferencji. Słyszę, że ktoś w okolicy się wydziera, choć nie wiem dokładnie o co, bo rozpoznaję tylko gęsto lecące "f...". Daleko szukać nie trzeba - na drugiej części parkingu stoi nastolatek wymachujący rękami i generujący niezrozumiałe wrzaski.
Kolega z pracy idzie do swojego auta, ja też. Kiedy on już jedzie, a ja otwieram drzwi, przy młodzieńcu pojawia się jeszcze dwóch. Wrzeszczący wali kilka razy pięścią w bagażnik auta, obok którego stoi, oczywiście nie swojego. Kumple coś tam mu mówią, chłopak przestaje tłuc w blachę, cała trójka szybko się ulatnia.
Nie ma właściwie czasu na reakcję, bo sytuacja zmienia się zbyt szybko. Zresztą - co zrobić? Na policję dzwonić nie ma sensu, nawrzeszczeć na typka strach, bo może być na prochach i z tego powodu agresywny, może mieć broń, może się okazać, że jutro mam powybijane szyby w moim własnym aucie.
Widzę, że biurowy kolega zwalnia, przejeżdżając koło tamtego auta, ale nie wysiada, jedzie jednak dalej. Ja też prawie że się zatrzymuję - widzę na klapie bagażnika delikatne nierówności, pewnie od pięści. Kto wie, właściciel może nawet nie zauważy, auto jest srebrzystozłociste, kaloryfer taki, to nie bardzo się rzuca w oczy.
Tylko przez cały wieczór odczuwam dysonans - bo nie powstrzymałam się od myślenia "znowu te Murzyny", jako że cała trójka rozrabiaków była właśnie afroamerykańska. A jak się już tak zacznie myśleć, to wystarczy zrobić maleńki krok i już się przypomina, jak to spory segment porannych niedzielnych wiadomości poświęcony jest zwykle strzelaninom na "Murzynowie" i innym dziejącym się tam przypadkom.
A następnie myśli się o temacie dość częstym w ostatnich dniach, a mianowicie o filmie "Chiraq", który właśnie kręci się w Chicago i nawiązuje tytułem do tego, że afroamerykańskie okolice, tzw, "South Side" to niemal strefa wojny (gdzie ginie w strzelaninach więcej ludzi, niż żołnierzy amerykańskich na Bliskim Wschodzie).
I chciałby człowiek traktować wszystkich po równo, szlachetnym być... a tu co jakiś czas pojawia się taka czkawka. Sprawa nie do rozwiązania.
Z drugiej strony - moją najbliższą koleżanką w pracy jest teraz BBest. Afroamerykanka :) Kobietka mądra, bystra, bardzo ładna, z zębem i niezwykle solidna. A przy tym trochę taki przypominacz, żeby ludzi nie szufladkować :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz