Wygrzebałam z dziury art journal - czasem człowiek ma po pracy zlasowany rozum i może zajmować się tylko obrazkami i mazidłami. Materiału nie brakuje - mam tackę pełną pomysłów i ścinków czekających soboe cichutko na realizację.
Tym razem, może trochę na przekór pogodzie, poszłam w zieloność:
Najsampierw zapodałam na karton ze starej teczki gesso i akwarele, a potem za pomocą akrylówki i wydziurkowanego brzegu dodałam koroneczki.
Na dole pojawiło się kilka koralików z pudełka z resztkowymi guzikami, ćwiekami itp. Na poniższym zdjęciu widać też zielony brokat zmieszany z Mod-Podgem - dopiero co się dowiedziałam, że tak można i jest to super sprawa! Nareszcie może wykorzystam nagromadzone składy błyszczydeł.
Przyczyną tej strony był właściwie eksperyment z błyszczącą folią - miałam nadzieję, że w cieple nagrzewnicy jakoś fajnie się stopi, a on wziął się tylko i zmarszczył. Na dodatek nie wiadomo, jak go przyczepić do podłoża; zdaje się, że Tacky klej takiego materiału nie utrzyma, więc najpierw dałam taśmę obustronnie lepną, a potem dla wzmocnienia przyszyłam.
A w ramach bonusa dokończyłam strony, które leżały na półce z pół roku, o ile nie dłużej.
I tak mi art journal rośnie - ponad siedemdziesiąt stron już posiada... ale nie dorobił się jeszcze okładek :) Co mi przypomina, że muszę naciachać (razem z tymi okładkami) kwadratów na dalsze działania z sobotnią Lilyanna, bo dziecię wyraziło chęć dalszego wypróbowywania rozmaitych technik w tym właśnie formacie. Dotychczasowe płyteczki podkleiłyśmy magnesem i poszły do szkoły, gdzie Lily przyczepiła je sobie do metalowej szafki i ponoć wzbudziła tym spore zainteresowanie wśród koleżanek. I dobrze, niechaj się raki ciekawią sztukami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz