piątek, 25 lipca 2014

14:83. śladami dawnych górników


Już niemal kończymy sprawozdanie z wycieczki nad Jezioro Górne - dziś przedostatni odcinek, traktujący o śladach przemysłu górniczego, który swego czasu przeżywał tam złote lata.

Ostatni szyb w okolicy.

Zegar słoneczny, na którym godziny zaznaczone są
odwiertami z okolicznych kopalni.

Piękna gleba z okolic szybu.

Kamienne koronki na odwiertach.

Visitor Center z modelem górnika
i ciekawymi eksponatami na temat.

Przydrożna niespodzianka -
pomnik zawodów, które "zbudowały"
okoliczną społeczność.

Myślę, że wpisałam się kolorystycznie
w górniczy mural :)

A tu podszywam się pod Indianina,
jednego z największych na świecie.

Jeśli chodzi o nowinki tłumaczeniowe, zaplątałam się nieoczekiwanie w podejście do autorytetu czyli Autora mojej książki. Do tej pory kontaktowałam się z asystentką, która zawsze zaczynała od "Dear Kasia", więc nabrałam przekonania, że oni tam bardzo oficjalni są. Aż tu wpadła w skrzynkę notka - bo listem bym nawet tego nie nazwała - od samego Autora, jak ze smartfona, bo krótko, rzeczowo i bardzo nieoficjalnie, żadne tam "Dear".

No i co ja miałam zrobić? W jakim tonie odpisać? Gościowi, który ma na koncie doktorat z nauk politycznych, stertę publikacji, w tym 23 książki, a także wykłady, wywiady w radiach i telewizjach, pracę w ważnych organizacjach i kampanii prezydenckiej, a kontrakt przysyła na papierze z listą senatorów i reprezentantów, z którymi współpracuje? No przecież nie zacznę od "Hi Jimmy", mimo że sama całym sercem jestem za nieformalnymi układami międzyludzkimi, o ile zachowuje się przy tym szacunek. Nadmiar sztywności utrudnia zwykle pracę.

"Dear Dr. Fischer" to chyba z kolei przegięcie w drugą stronę. Mordowałam się z tym zapewne ponad miarę (T jak zwykle rzuciłby z ukraińska "e, preżiwasz"), kiszki mi się skręcały, a rozum na koniec wyrzucił "Hello Dr. Fischer", czyli rozwiązanie - mam nadzieję - nie nadmiernie formalne, a jednocześnie nie spoufalające się. Bo mój życiorys jest o wieeeele cieńszy :)

Liścik zaś wyliczał kilka miejsc, w których tłumacz się trochę zawiesił, bo chyba były niejasności. Czyli ośmielam się wytykać niedociągnięcia, nazywane oczywiście dyplomatycznie "punktami do przedyskutowania". Mam nadzieję, że Pan Autor nie weźmie tego do siebie, a jeszcze lepiej by było, gdyby te punkty potraktował jako potwierdzenie dokładności pracy tłumacza :)

Brak komentarzy: