Na szybko, bo tyyyle wszystkiego w życiu do zrobienia :) Ale.. gdyby to wszystko znikło? Oj, nie byłoby dobrze!
Przebijam się przez siódmy tydzień wykładów o Bliskim Wschodzie. Jeszcze ósmy i dziewiąty, potem egzamin - i z głowy. Zaraz potem są na Courserze następne zajęcia, które by mnie interesowały, ale nie zamierzam się na nie zapisywać, bo trzeba przekierować wykorzystanie czasu w inne kanały. Dopiero w październiku wbijam widelec w Upadek i powstanie Jerozolimy - czyli czasy niewoli babilońskiej, zdaje się, że w szerokim ujęciu geograficznym i czasowym.
Ale widzę, że jest postęp. Nazwy krajów Bliskiego Wschodu od razu lądują w moim mózgu na mapie. Sunnici i szyici przestali być wielką tajemnicą (a jeszcze doszedł wahhabizm). Porozumienie między Fatah i Hamasem to już nie puste słowa, a wspomniana też gdzieś w bieżących wiadomościach umowa Sykes-Picot też wiąże się z jakimś okresem czasu i ogólną tematyką (nie żebym pamiętała wszystkie szczegóły, zaś bez przesady :)
Materiału do ogarnięcia jest masa, ale przynajmniej jestem w stanie przyswoić jakieś tendencje, pojęcia, nieco nazwisk (chociaż te arabskie tasiemce są nie do spamiętania). Kto by pomyślał np. w czasach licealnych, że kiedyś będę się dobrowolnie zapisywać na naukę historii, skoro wtedy był to największy szkolny koszmar :)
W ramach odskoczni ułożyłam sobie na biurku collage - bo czemu nie.
I jeszcze zrzut ekranu z fejsbuka - bo mnie rozbawiło sąsiedztwo dwóch pustyń na mojej ścianie:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz