poniedziałek, 7 kwietnia 2014

1428. life is good

Weekend, jako to weekendy mają we zwyczaju, przeleciał pędem - ale udało mi się załatwić trochę różności z listy rzeczy do zrobienia. Z przyjemnością dokończyłam zakładeczkę, której komponenty widoczne były wśród bałaganu prezentowanego w poprzednim wpisie.




Zrobiłam też dwie malutkie kartki na bazach zakupionych podczas wyprawy do krafto-sklepu - bo i na wyprawę znalazł się czas, a to na skutek odwołania zaplanowanego wyjścia. Ponieważ napatoczyły się kupony na zniżki, a i uznałam, że nadszedł czas kupienia sobie małego prezentu - nabyłam Gelatos! Takie - o, zestaw czterech metalików. Chodziły one już za mną od dawna, więc czem prędzej zabrałam się za testowanie. Nie jest to przedmiot, bez którego nie da się żyć (a bez takiego trymera byłoby w kraftowni o wiele trudniej) - ale można uzyskać ciekawe efekty. Może się pofoci i przedstawi w osobnym poście.

Odbyłam trochę wiosennych porządków - nareszcie przyszedł w miarę ciepły dzień, to i balkon umyłam, bo odpaliliśmy po zimowej przerwie grill na mięsko i warzywa - mniam! Przy okazji - dość dobrze idzie nam akcja odchudzająca. Jedziemy głównie na szeroko rozumianym zielsku, z niewielkim dodatkiem mięsnym i chlebowym. Słodyczy nie kupujemy wcale, z pozołdów to raczej od czasu do czasu jakiś czips, ale bez przesady.

Podgoniłam też trochę nauki na kursie o Bliskim Wschodzie i nawet zaliczyłam test, choć jestem nieco rozczarowana, bo na teście wielokrotnego wyboru, na którym można korzystać z notatek i wszystkiego, wypadałoby może zebrać więcej punktów, niż 11/15. Ale to nic, testy w ogólnym rozrachunku wnoszą niewiele punktów.

Im dalej w las, tym więcej drzew na tym Bliskim Wschodzie - chwilami nie ogarniam, ale na szczęście Pana Profesora można przewinąć i przesłuchać jeszcze raz. Dowiaduję się jednak fantastycznych rzeczy i choć nie spamiętam szczegółów, to ogólny ogląd pozostanie. Od czasu do czasu kręcę tylko głową, wspominając lekcje historii (szczególnie w liceum), gdzie wymagane było zaprucie na pamięć zyliona szczegółów, a mało co się z czymkolwiek wiązało. Pani była dość zmierzła, ale też i ciężko ją winić za całokształt - sory, taki mamy program nauczania. I nie za bardzo wiem, jak by to naprawić - przejść na naukę bardzo po łebkach, ale za to wykorzystać czas na rozciąganie niteczek między postaciami i wydarzeniami? Może teraz jest już inaczej i bardziej sensownie. Bo naprawdę szkoda, żeby dzieciaki wychodziły ze zniechęceniem do takiej fajnej dziedziny.


Brak komentarzy: