czwartek, 31 października 2013

1386. rewolucje

Strona w art journalu! Niemożebyć! Po długaśnej przerwie, chyba rocznej. Zaczęło się od oglądania starych stronic, przyjemnych w dotyku i wspomnieniach. Potem w pracy przyszła ulotka o uczelni jakiejś, stąd zawijasowy motyw na górze i białe tło na dole.


Potem się dodawało ścinki różne oraz tekst. Plan był taki, żeby część słów napisać na maszynie do pisania - w końcu mamy do czynienia z literkowym motywem. Z jakiejś przyczyny czcionki nie chciały się jednak odbijać (zaschnięta taśma? user problem?) Tak więc wyklepałam tylko wklęsły tekst, a potem pomazałam go grafitem z ołówka za pomocą palca mojego własnego, narzędzia zawsze obecnego.


Rządek gwiazdek to kalkomania - pozyskałam ją niechcący, bo w lecie na wyprzedaży garażowej, jaką organizowaliśmy w pracy, był pakiet kraftowy do wzięcia. Zależało mi głównie na Paint Markers, pięknych, metalicznych (i śmierdzących jak sklep chemiczny), a kalkomania i kilka innych drobiazgów to sprzedaż wiązana. Jak w dawnych, kryzysowych czasach, kiedy chciało się przykładowo rajstopy, ale trzeba było wtedy też kupić kilo butaprenu i patelnię. Albo jak w tej ewangelicznej przypowieści, kiedy człowiek znalazł w glebie skarb i kupił całe pole, żeby mieć do owego skarbu dostęp.


Takie kalkomanie przenoszone na podłoże za pomocą patyczka przypominają mi jeszcze cudnie kolorowe zabawki, jakie Tato przywiózł mi daaawno temu z wyprawy do Francji. Zdaje się, że były trzy takie rozkładane obrazki-tła: dżungla, starożytny Egipt i... nie pamiętam, co jeszcze. I kartki z kalkomianiami - jak na tamte przaśne czasy wypas! Żałowałam tylko, że jak się już kalkomanie nalepi, to koniec zabawy, nie da się tego zmienić.

No i tekst musi być na stronie o Gutenbergu i internecie, dwóch rewolucjach. Tak sobie myślę właśnie, że komunikacje internetowe, jakie zaistniały za mojego życia, to właśnie rewolucja na miarę wynalazku Gutenberga.


I jeszcze takie ustrojstwo chciałam pokazać - nie wiem, do czego taka kostropata rolka miała służyć w oryginale (mam też dwie inne odmiany, chudsze i o innym wzorze) - u mnie powstaje z niej dodatkowa faktura. A na rogu widać kawałek krechy zrobionej wspomnianym srebrzystym Paint Markerem ze skarbu zakopanego w roli.


Na koniec jeszcze sobotnie spojrzenie na stół - słyszałam, że jest w internetach akcja fotografowania środowego stołu... to i proszę, zagraconko i kot pchający się na stół najbardziej wtedy, kiedy coś tam przy nim dłubię.

1 komentarz:

Mrouh pisze...

łojoj, jakie ja mam tu zaległości straszliwe.. a mnie się chyba zdawało ze jak ja sie lenie to i wszyscy sie lenią:-) To ustrojstwo metalowe to może być albo albo przydaś kuchenny do mięsa- cos jak nasze tłuczki do rozbijania włókienek i cos tam to mięsu pomoga, ale wiadomo, że więcej na ten temat nie wiem:-) albo do modeliny i róznych prac plastycznych do nadawania fakturmodelinowym ozdóbkom. Są płytki to i może są wałki.