Od kilku tygodni w szalenie powolnym tempie kleję sobie kartki świateczne, więc dziś będzie kolejna porcja - tym razem bałwanki. Dziś rano skończyłam bordo-bombki (staram się usilnie przynajmniej co drugą serię zrobić w zielenio-czerwieni jakiegoś rodzaju). W następnej kolejności pójdą chyba znów bałwanki - tym razem gotowce z K&Company. Otoczenie może być w sumie w różnych kolorach, mniej i bardziej standardowo-świątecznych, więc pewnie znów ucieknę w niebieskie :)
Przeglądając sentymentalnie półkę z Gromadziennikami natknęłam się na ukryte między nimi art journale. Przejrzałam sobie sztywne strony, pełne sensorycznych szczegółów do zmacania... zatęskniło mi się za klejeniem czegoś innego, niż kartek na określony temat i w wyznaczonych kolorach. Naciachałam i natargałam wczoraj conieco w ramach przerwy na lunch i powstaje nowa strona :) Mam wrażenie, że przydałaby się też nowa okładka, bo od tamtych poprzednich żurnali minęło ho-ho.
I jeszcze nowa wycieczka została wymyślona... to znaczy T zapodał pomysł, recherché jest w stadium bardzo wstępnym. O tym jednak w osobnym poście. Ciekawe, czy całość relacji z poprzedniej wycieczki zdążę nadać przed tą następną. Przecież jeszcze zostało opisanie ostatniego dnia w Gromadzienniku.
Powolutku przenoszę się z powrotem do kraftowni, jako że Pisklak zabrał sporą część swoich rzeczy. Na razie poodkurzałam i radośnie przypomniałam sobie, że mam pewne przedmioty, których nie byłam świadoma. Toż to jak pójście na zakupy!
A wracając do bałwanków:
1 komentarz:
bauwanki słodkie są jak sam Bouli, ten z bajki. Jakos mu ładnie szczególnie w stylu c&s, z zielonym szlaczkiem:-)
Prześlij komentarz