czwartek, 24 października 2013

1384. znakologia 8 - salem czyli niepokój

Przedmiot ósmego odcinka opowieści podróżnych - pomimo nazwy wywodzącej się od szalom czyli pokój - od półtora miesiąca siedzi mi w duszy w sposób nader niespokojny.


Mam wrażenie, że w pojęciu standardowego Amerykanina Salem nieodmiennie kojarzy się z procesami czarownic. To bardzo paskudny epizod w historii Nowego Świata - tym paskudniejszy, że spowodowany religią postawioną na głowie.

W skrócie rzeczy miały się tak: w 1692 roku w purytańskim Salem kilkoro dziewcząt zaczęło mieć napady drgawek. Nikt nie umiał tego wyjaśnić, lekarz nie potrafił wyleczyć - więc stwierdził, że to na pewno czary. Podejrzenie padło na trzy kobiety, rozpoczęto dochodzenie i procesy sądowe.

Źródło

W ciągu kilku następnych miesięcy aresztowano praktycznie co trzeciego mieszkańca. 19 osób powieszono (głównie kobiety). Co dziwne, wieszano głównie tych, którzy się do czarów nie przyznawali, ale na podstawie "dowodów" - kompletnie absurdalnych z dzisiejszego punktu widzenia - zaistniała pewność, że parali się magią. Jeśli się ktoś przyznał, to uszedł z życiem - ale musiał przekazać pałeczkę dalej, to znaczy wytypować następne czarownice.

Jednego mężczyznę stracono w inny sposób, iście barbarzyński. Na położoną na nim deskę kładziono coraz większą stertę kamieni, by zmusić go do przyznania się. Giles Corey się nie poddał - i po kilku dniach tortur wyzionął wreszcie ducha.

Źródło

Dziś ma swój całkiem inny kamień - w maleńkim parku-pomniku ofiar polowania na czarownice.

Źródło

Każda z osób, które poniosły śmierć, upamiętniona jest tam kamieniem z wypisanym imieniem, nazwiskiem i datą egzekucji.

Źródło
 
Tuż za murem znajduje się stary cmentarz, jeden z najważniejszych zabytków Salem.
 


Spoczywającym na nim postaciom historycznym poświęcę chyba osobny wpis - zadziwiająca sprawa, jak zbiegają się w takich miejscach niteczki dziejów...



I nie mogę sobie poradzić emocjonalnie z tymi polowaniami na czarownice. Jak to możliwe? Co poszło nie tak?

Po pierwsze - przecież Nowa Ziemia kojarzy się z wolnością religijną, której (między innymi) szukali nowi osadnicy, w tym purytanie, dla których kościół anglikański był nazbyt "papistowski" i dlatego starali się znaleźć inne miejsce. Poza tym - jak można chrześcijańską naukę, poselstwo Ewangelii zrozumieć w tak ograniczający sposób - by samemu zrezygnować z wszelkich przyjemności i skupić się na karaniu bliźnich?

Jak to możliwe, że czasy Inkwizycji i związane z nią okrucieństwa niczego tych ludzi nie nauczyły? A może wręcz odwrotnie? I zorganizowali sobie własną inkwizycję na bliźnich.

Dlaczego nastąpiła taka eksplozja? Z niczego?

I dlaczego nie znalazł się żaden mądrzejszy człowiek, który by to jakoś zatrzymał? Wiadomo - może prości ludzie (purytanizm raczej nie pozwalał patrzeć na świat szerzej) dadzą się ponieść pędowi. Ale ci, którzy chodzili do szkół, zaliczali doktoraty, stali na czele? Taki Cotton Mather, którego ojciec był prezydentem uniwersytetu Harvarda, sam z doktoratem? Zdobył się jedynie na to, by w jednym ze swoich dzieł na temat czarownic napomknąć, by w procesach nie przywiązywać nazbyt wielkiej wagi do "widm" - czyli do dowodu polegającego na tym, że domniemana ofiara czarów w snach i wizjach widzi tego, kto na nią rzucił urok.

Odpowiedź chyba jest najsampierw taka, że to nie była nagła eksplozja. Procesy czarownic odbywały się w Europie od stuleci i w Ameryce od czasu do czasu również. Za każde nieszczęście - suszę, powódź, chorobę, śmierć - można było zrzucić winę na czary. Purytański fanatyzm też już istniał od jakiegoś czasu i potępiał wszystko, co nie odziewało się literalnie bądź metaforycznie w czerń, było w jakikolwiek sposób INNE albo trąciło radością. Inkwizycja chyba pokazała ludziom, że można korzystać z tortur.

Do tego dołożyły się sprawy majątkowe, przepychanki mające miejsce w tej stosunkowo niewielkiej społeczności. A co do dziewcząt - do dziś nie wiadomo, czy ich konwulsje były udawaniem i próbą zwrócenia na siebie uwagi, czy chorobą jakąś, czy zatruciem (istnieje teoria, że zjedzenie sporyszu może spowodować podobne objawy.)

Polowanie zakończyło się, gdy do kolonii przybył nowy gubernator Sir William Phips - zastał półtorej setki ludzi w więzieniach, więc ustanowił sądy, a po kilku miesiącach je rozwiązał. (Ciekawe, na ile wpływowy był fakt, że oskarżenia o czary rzucono również na jego żonę.) Wyroki poodwoływano, ale niestety dwudziestu zabitym życia nie dało się już przywrócić.

Ostateczną proklamację o niewinności ofiar ogłoszono dopiero co, w 2001 roku.

A kiedy już w miarę się uporałam ze zrozumieniem dzięki tym kontekstom, jak to wszystko było możliwe - nadal nie mogę przełknąć tego, że całe stare Salem przesiąknięte jest czarnoksięstwem we współczesnym wydaniu, jakoby dumne z tej swojej przeszłości - bo celebruje ją na każdym rogu... i zarabia na niej pieniądze.

To chyba jedyne miejsce ze wszystkich do tej pory odwiedzonych, gdzie NIE chciałabym mieszkać :(


Większość myśli, że przez museum czarów stoi pomnik
czarownicy - a to założyciel miasta, Roger Conant.




 

Brak komentarzy: