środa, 6 marca 2013

1288. pola ryżowe, czyli spotkałam podróżnika

Na wypadek, gdybym czasem zadzierała nos na temat naszych wypraw i ekspedycji, poznałam dziś Podróżnika. Szefowa przybiegła niezwykle podekscytowana: "Mamy spotkanie z Gregiem i on był WSZĘDZIE! Ma na telefonie zdjęcie rice terraces!"

Zaciekawiłam się wielce na hasło "był wszędzie" oraz że... nie wszyscy wiedzą, że istnieją pola ryżowe na zboczach wzgórz i że jest to fantastyczny widok. Marzy mi się, że kiedyś zobaczę go własnymi ciekawskimi oczętami.

Źródło: wikipedia
Po spotkaniu szefowa przywlokła Grega do mojej dziupli i okazało się, że rzeczywiście był w wielu miejscach, łącznie z Czechami i większością krajów europejskich, Wietnamem, Tajlandią, Meksykiem, Belize, Kenią, Filipinami, Karaibami... W Kenii w ogóle brali ślub, w towarzystwie masajskich wojowników w strojach galowych, z małą orkiestrą śpiewającą pieśni gospel w języku suahili...

Greg jednak się nie przechwala, tylko wygrzebuje na smartfonie kilka dosłownie zdjęć ilustrujących daną historyjkę i uprzejmie pyta o nasze wyprawy, kiwając głową w znaczeniu "się było, się widziało". Na koniec wychodzi, żegnając się hasłem "Keep traveling!"

Jakby jeszcze mało było przeżyć... od poniedziałku mamy też w pracy nową osobę, Jamie, która nawiedziła mnie dziś w sprawie urzędowej i od razu zahaczyła o karteluszki z hebrajskimi słówkami, jakimi oblepiłam sobie komputer. Na pół sekundy zdziwiłam się, że wie, że to hebrajski (bo ludziska miewali już różne teorie :), ale po kilku zdaniach wylazło, że Jamie... mieszkała przez trzy i pół roku w Izraelu. I mówi po hebrajsku. Czuję, że trzeba będzie z niej wyssać jakieś opowieści! Tym bardziej, że mamy z buta pewien związek, bo... jej przodkowie są z Łodzi :)

Uwielbiam takie niespodzianki. Od razu zbladły trochę kłopoty z pojazdem... o których może innym razem, albo w ogóle nie.

1 komentarz:

Mrouh pisze...

ooo, jak ja tu nie trafiłam, coś przeoczyłam! jaka piękna koincydencja ze spotakniem Jamie!:-)