sobota, 14 stycznia 2012

1068. szybkie kartki

W zeszły piątek miałam wirusa na komputerze w pracy - aż musiał iść do kliniki na leczenie.
W niedzielę popsułam kartę do aparatu.
W poniedziałek zgubiłam MP3 playera (we wtorek na szczęście się znalazł).
W środę zgubiłam przywieszkę do kluczy, umożliwiającą wchodzenie do sportów (też się znalazła, przez współpracownika.)
W piątek, czyli wczoraj, pojechałam po drożdże do polskiego sklepu (których zresztą nie było) i zatrzasnęłam sobie kluczyki w samochodzie. Musiałam czekać, aż T przybędzie i wyratuje mnie z opresji.

Po pierwsze - mam nadzieję, że ta passa się już skończyła, bo dziś robię pierwszy raz w życiu ciasto drożdżowe i fajniej byłoby, gdyby nie wyszedł zakalec. Przymierzam się do sabatowej chały, takiej plecionej, wedle żydowskiego przepisu. Tylko sobie muszę drożdże przywieźć, najlepiej nie zatrzaskując przy tym kluczyków, bo dziś T jest naprawdę bardzo daleko.

Po drugie - mam też nadzieję, że powyższe nieszczęścia, których część wynika z mojego gapiostwa, nie są skutkiem na przykład wytrzęsienia mózgu podczas biegania albo innych ćwiczeń? Bo z jednej strony mam wrażenie, że łatwiej mi jest zapamiętać nowe słowa (nawet hebrajskie) i inne informacje, a z drugiej - takie bambulce sadzić...

No i karteczki by trzeba było produkować, bo po ostatnich sprzedażach zostało mi raptem cztery. Dorobiłam na chybcika taką oto prostą rodzinkę:







Brak komentarzy: