Collage Cafe wezwała ostatnio do zabawy z wierszami - z ich przekształcaniem (kto wie, może w ten sposób będzie się można w niektórych przypadkach dowiedzieć wreszcie, co autor miał na myśli.) Drugą opcją był kaligram, czyli napisanie wiersza w taki sposób, żeby kształt miał związek z treścią.
Pisknęłam z radości, jako że jestem ostatnio na fali gryzmolenia różnych takich tam... i wzięłam na tapetę piosenkę zawierającą wyrażenie "the music of the spheres".
Mamy zatem na artjournalowej karcie sferę, choć niedoskonałą, wypełnioną kolorkami z kredy, otoczoną pierwszą próbą wykorzystania akwarelowych kredek, którymi się rysuje, a potem moczy pędzelkiem i niby że wychodzi farba, ale widzę, że jeszcze wiele się muszę nauczyć.
Kredki były niemal za darmo na wyprzedaży w kraftosklepie - trzeba je sobie było wygrzebać z wielkiego bałaganu, ale przecież samo grzebanie też jest frajdą. Oprócz kredek nabyłam też śmierdzące niczym rafineria pisaki (różowy i miedziany) oraz tajemnicze coś, co chyba jest po prostu grubaśnym grafitem.
Kryśloki wykonane za ich pomocą przedstawiają się następująco:
(Kryśloki to w ogóle słowo mojej Mamy, które bardzo mi się podoba :)
No i skończyłam nareszcie okładkę do gromadziennika, choć nie mogę się zdecydować, czy jestem zadowolona z ostatecznego efektu.
Udział biorą: papiery z K&Company; filc, koraliki; literki gessowane i malowane akrylówką; ciemniejsze medaliony - transfer taśmowy; jaśniejsze - pieczątka; medalion kolorowy - papier do pakowania sprowadzony z Polski; czarny szarpiowy cienkopis, pisak metaliczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz