W Craftypantkach przedstawiałyśmy ostatnio wyczerpujący kurs pergaminartowy autorstwa Dawida – Tengela, więc i ja postanowiłam spróbować metodą nieco naciąganą, bo z wykorzystaniem blaszek do embossingu na zimno. Łapnęłam kawałki kalki (nie wiem nawet, czy z takiej dokładnie się korzysta), jakie plątały się w pudełku ze ścinkami, i wyszły mi takie oto próbki:
Na każdej z wyjątkiem napisu widać kulfony, ale co tam, jakoś trzeba zacząć. Na jednej brakuje kawalątka elementu, na innej – elementy dziurkowane są wypukłe po tej samej stronie, co wytłaczane, a powinny chyba być „wypukłe pod spód”. W próbce śniegowej z kolei wypukłość idzie w obie strony – zagapiłam się byłam :)
Wniosek jest taki, że trzeba sobie porządnie usiąść, przy porządnym stole i świetle, a nie uśtyrmać się (słowo domowe z domu w Polsce) przy niskim stoliku kawowym i bylejaczyć o poranku. Łatwo bowiem wtedy nacisnąć zbyt mocno i przedziurawić kalkę, a i wytłaczanki nie wychodzą w równomiernym białym kolorze. I tak sobie myślę, że jajowate wzory może by się nadały na jakie kartki wielkanocne?
I tak sobie siedziałam, dziabałam, aż tu nagle włączył się przeraźliwy pisk alarmu pożarowego. Alarm ów z pewnością wybudziłby z najgłębszego snu, choć pipczył na korytarzu. Kot bidok skitrał się bardzo mocno – kto wie, może on słyszy „bardziej”, jakieś pasma dźwięku, których my nie odbieramy?
Nie minęło pięć minut, ledwie nawdziałam na się odzież bardziej cywilizowaną od piżamy (lubię sobie bowiem pokraftować ranną porą w piżamie), a już pod budynek zajechał wóz strażacki oraz – na wszelki wypadek – paramedycy. Wparowali obłożeni sprzętem (zastanawiam się czasem, kto miał cięższą zbroję – średniowieczny rycerz, czy dzisiejszy strażak?) i zaczęli od pytania, kto przypalił jakieś papu. Zalatywało właśnie jakimś spieczonym jedzeniem, a magiczna skrzyneczka w przedsionku od razu powiedziała strażakom, że to ci z 203. (Muszę napomknąć T, żeby ostrożnie robił te swoje spalonki, bo jeszcze straż przyjedzie :D).
Długo rzecz nie trwała, poleciałam pstryknąć fotkę, ale prawdziwy wóz strażacki już był odjechał, zostali tylko paramedycy, i to w ruchu:
PS. Zwracam uwagę na fakt, że śniegu już prawie nie ma! A do pracy przyszłam dziś sobie w sweterku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz