wtorek, 12 października 2010

747. historyjka psychogeograficzna, czyli kartka dla przyjaciela z Quebecu

Z poniższą kartką wiążą się co najmniej dwa momenty serendypii. Po pierwsze, kiedy kupiłam trójpak najtańszego mydła do popsucia w ramach wrześniowego skrapowania codziennością, okazało się, że każde opakowanie wewnętrzne opatrzone jest złotą myślą - i to bilingualnie, po angielsku i francusku. Jedna z myśli była o tym, że dom przyjaciela zawsze jest blisko i łatwo do niego dotrzeć.

Akurat leżało mi na stole kilka domkowych znaczków z Polski, które padły jakoś na te tła robione w niedzielę... i złożyło mi się to wszystko do kupy tak zwanej. Przyszyłam guziki, przylepiłam zestaw do jakiegoś papieru skrapowego... i pacnęłam się w czółko, że przecież lepiej byłoby zrobić tło z mapy, skoro mowa o podróży. Odkleiłam w ostatniej chwili, z trudem.

Nie mam, niestety, mapy Quebecu (w której to prowincji mówi się właśnie po angielsku i francusku); pocięłam kiedyś zdublowaną mapkę Kolorado, więc wykorzystam, myślę sobie, nikt się przecież nie zorientuje.

Posklejałam całość, oglądam - rety, własnym oczom nie wierzę! W Denver mają mianowicie Quebec Street i zupełnie przypadkowo uliczka owa załapała się na moją karteluchę! Aż musiałam tę nader ekscytującą sytuację opowiedzieć T, który nazwał ją "historyjką psychogeograficzną" - i stąd tytuł posta. Teraz wiadomo, że TAK MIAŁO BYĆ.

2 komentarze:

Mrouh pisze...

Ha! no po prostu nie ma przypadków, a wena wie, co robi kierując naszymi ruchami w momentach twórczego uniesienia:-) ! kapitalna kartka- razem z historyjką zwłaszcza!

skrzatka pisze...

Uwielbiam takie serendypiczne historie!