środa, 2 czerwca 2010

758. symetrycznie i geometrycznie oraz pocztowo

W Imaginarium ogłoszono wyzwanie na czerwiec – poczta, proszę państwa! Można korzystać z wszystkiego, co nam w skrzynce wyląduje i nie tylko, bo wielkie paki kartonowe do skrzynki nie wejdą, a tektury, taśmy i sznurki mogą jak najbardziej brać udział w zabawie.

Jako przykłady wygrzebałam ateciaki malowane z wkomponowanymi znaczkami, a także kota, jaki kiedyś powstał z folii bąbelkowej w pracy, ot tak, na chybcika. Podobna chybcikowa metoda została zastosowana w konstruowaniu akwarium też z folii, ale większego formatu: dwa wielkie bąble są sklejone denkami, pomiędzy nimi rybka, do tego postumencik z tektury z pocztowego odpadku. I mam sobie życie morskie na biurku :)



I jeszcze będzie kilka zdjęć z natchnieniami sztukowymi z wycieczki – trudno było wybrać, kroi się jeszcze druga porcja :) Na sam początek – jedno z okien u Johna Deere’a. Takich dekoracji była cała seria, z krowami, kogutami, owocami różnymi – ot, agrykultura rozmaita.

W starym kapitolu zachwyciły mnie wielkie żyrandole – w końcu to rodzaj szkieuek, było nie było. A tu jeszcze takie stare...

Na środku kapitolu były niesamowite kręcone schody. Niby symetryczne toto i regularne, ale jak się popatrzyło z samej góry, to plątanina przyprawiała o zawrót głowy.

W amańskiej kolonii było do oglądania mnóstwo, a szczególnie przypadło mi do gustu takie oto symetryczne żelaziwo:
Natknęliśmy się też na wystawkę o wykopaliskach z indiańskimi garnkami – zdjęcie niesamowicie marne, odpowiadające jakością oświetleniu tejże ekspozycji, ale jakoś nigdy nie wpadłam na to, że Indianie mieli na swoich naczyniach wykłuwane wzorki:

Sklepik w Dyersville, niedaleko bazyliki – kołderki, czyli quilts. Sztuka, której chyba nigdy nie wykonam, bo cierpliwości brakłoby mi gdzieś przy pierwszej jednej setnej projektu:


No i na koniec jeszcze malowidlo z bazyliki i witraże – pierwszy z motywem ludowym, czyli indiańskim, a drugi z historyjką. Franciszek Ksawery, patron bazyliki, działał ponoć w Indiach. Kiedy więc zamawiano okna do kościoła, poproszono o przedstawienie jego pracy misjonarskiej wśród „Indians”. Szklarz witrażysta nie wpadł na to, że może chodzić o „Indians” z Indii, więc trzasnął piękne okno z Indianami – i dlatego Franciszek udziela błogosławieństwa gościom w pióropuszach, choć w sumie nie miał z nimi nic wspólnego :)

1 komentarz:

druga szesnaście pisze...

ogromnie mi się podoba ten koncept z roz-malowaniem przestrzeni wokół znaczków.
coś mi chodzi w ten deseń po głowie, ale gdzie wyląduję - nie wiadomo. :)
w każdym razie dziękuję za uruchomienie śrubek mózgowych.