czwartek, 13 maja 2010

744. water water everywhere, czyli powódź błyskawiczna

Dziś zamiast sztuki (bo i tak statystycznie mam nadrobione :) będzie obrazek z drogi do pracy – wczoraj wieczorem zaczęła się burza z piorunami, lało chyba przez całą noc i jeszcze polewa, jako że nad naszymi terenami znajduje się obecnie cały wielki system burzowo-deszczowy. Od rana w TV ostrzegają o pozalewanych ulicach i o flash floods, czyli - wedle wikipedii – o powodziach błyskawicznych.

Taką właśnie powódź błyskawiczną napotkałam niedaleko redakcji – znaki odnośne ustawiono, jako się należy, kałuża zajęła całą drogę, więc odczekałam na dwa auta, żeby sprawdzić, czy się nie utopię (w międzyczasie pstrykając zdjęcie fotoreporterskie), a potem szuuuuuu, przeprawiłam się wolniutko na drugą stronę.

2 komentarze:

cynka- Ewa Mrozowska pisze...

"odczekałam na dwa auta" - sprytne :)))

Mrouh pisze...

No to pięknie... sprytnie sobie poradziłaś:) sztuka nie zając, nie ucieknie:-)