Rozpadało się dziś i to tak, że bez parasola się nie wyjdzie. Na kraftowym stole zamigotały zaś motyle – jakoś mi się wczoraj ten pomysł wymyślił, żeby wziąć małe serweteczki pod ciastka, pomalować je akwarelami i wyciąć skrzydełka. Malowałam na mokro, suszyłam suszarką do włosów celem przyspieszenia procesu, potem pomalowałam jeszcze raz opalizującymi farbkami H2O. Szkoda, że tego efektu zbytnio na zdjęciu nie widać, może jedynie odrobinę na zielonkawym detalu. Czekam na słońce, razem z moimi motylkami.
Część środkowa (jak ona się nazywa, oprócz tego, że głowa, tułów i odwłok? Ciało motyla?) jest zrobiona z jajecznego pojemnika, o którym wzmianek wszyscy mają pewnie dość, ale cóż ja poradzę na to, że ten materiał tak mi się spodobał? Można wycinać, malować, pieczątkować, a dzięki swojej grubości wprowadza efekt małej trójwymiarowości.
Docelowo motylki znajdą się na kartkach, ale na razie nie zdążyłam ich jeszcze nakleić.
4 komentarze:
Wow, bajeczne! Co tam deszcz, od razu się pogodniej zrobiło! I taka tęcza im na skrzydłach wyszła... Super pomysł:-)
ależ feria barw!śliczne
dzieki :) w sumie jestem zadowolona z efektu, wiele motyli ma takie jaskrawe kolory, to mozna pohulac :)
śliczne^^
Prześlij komentarz