Że bluzka zakupiona za pare $$ w Wielkim Supermarkecie wyprodukowana została w Nikaragui, to mnie nie dziwi. Często na zakupach ciuchowo-obuwniczych przelatuje się pędem przez cały globus.
Że być może rozleci się po kilku praniach – to też mnie nie zaskoczy, bo takiej wybździnce raczej długiej egzystencji nie wróżę (zakupiłam ją ze względu na pięęęęękny fioletowy kolor).
Ale że zrobiona jest częściowo z bambusa?!?
Nie ma się jednak co ekscytować, że człowiek przyodział się ekologicznie i zielono, bo wystarczy wrzucić „bamboo rayon” w wyszukiwarkę, a posypią się artykuły o tym, że to jednak trochę kit.
A zmieniając temat – książkę fajną mam z biblioteki, o kartonie pudłowym i co można fajnego z niego zrobić – taką małą zajawkę przedstawię, aż mnie kusi, żeby poeksperymentować, bo na zakładzie zawsze jest za dużo pudeł.
1 komentarz:
Oj, tak, cuda, Pani, cuda! W hurtowni bieliźniarskiej w Tbgu można kupić skarpetki z bambusa:-) Bluzczyna kolor ma faktycznie urokliwy. I hiszpańskiego się można pouczyć:-) A to "do roboty" to chyba do mnie, miałam sobie odgruzowac pokój...:-)
Prześlij komentarz