Nie chodzi bynajmniej o skórki zwierzęce, tylko o pomarańczowe. Na blogu wypiekowym był przepis na skórki w syropie i okazało się, że u nas w domu cieszą się nadzwyczajną popularnością. (Podobnie jak w przypadku ryb, T przez pierwsze 50 lat naszego małżeństwa nie był łaskaw mnie powiadomić, że to jego ulubiona żywność.)
Robi się je łatwo i dość szybko i podobnie szybko znikają. Porcja z dwóch pomarańczy rozeszła się w niecałe 24 godziny. Trochę poskubaliśmy wczoraj, trochę zapewne kot wyżarł po nocy (bo skądże-by ubytek?), a dziś wpadł Pisklak oglądać aparacik i już-nie-ma.
Ja tam jedną pomarańczę zjem, ale więcej nie bardzo. T w ogóle nie za bardzo lubi, więc pojawia się problem pozyskiwania skórek. Małżonek wymyślił, że może by zalaminować ogłoszenie i umieścić je w supermarkecie w dziale owocowym. Ja natomiast mam pomysł inny - będę przynosić obrane pomarańcze ludności na zakładzie i umieszczać je przy ekspresie z kawą, natomiast skórki zostaną z nami. Ha.
T obawia się jedynie, że jeśli wyjaśnię rzecz współmieszkańcom biurowego kurnika, to ani chybi deportują nas z tego kraju za ukrywanie choroby psychicznej przy staraniu się o zieloną kartę.
4 komentarze:
Kasiu ale mozaika jeszcze do wtorku trwa ;) a nawet jakby była przeterminowana to też można podesłać :)
uważam, że kot jest winny.
dłubałam w makaronie:
http://drugaszesnascie.blogspot.com/
dziękuję za dobre słowa!
i ja też marzyłam o drukarence.
i o małej poczcie.
i o stempelkach (ha!).
rybiooko - mi się pokręciło z tymi mozaikami, zobaczyłam datę i myślałam, że to data zakończenia. a to była data początku.
2:16 - teraz sobie możemy pospełniać marzenia, drukarenkowe, stempelkowe... i aż do przesady nadrobić wszelkie niedostatki w kwestii papieru :D
Prześlij komentarz