środa, 24 lutego 2010

703. niby-karta, niby-książę

Sporządziłam wczoraj ateciaka na wyzwanie u skrapujących Polek - zadanie polegało na stworzeniu karty karcianej. Oto dzieło - a poniżej historyjka.

Gość przedstawiony na podwójnym portrecie (jak byłam mała, to bardzo mnie intrygowały te odwracane figury) to niejaki Takeshi Kaga, japoński aktor. Znam go głównie z tego, że prowadzi program Iron Chef; najsampierw seria ta pokazywana była w Japonii, a potem zrobiła furorę na rynku amerykańskim.

Formuła z grubsza polega na tym, że jest trzech lub czterech mistrzów - Iron Chefs właśnie; pojawia się challenger, konkurencyjny szef (? przecież kucharzem go nie nazwę), rzucający wyzwanie mistrzowi. Wybiera jednego mistrza, po czym prowadzący - pan Kaga właśnie - odsłania składnik, który trzeba będzie wykorzystać we wszystkich daniach. Czasem są to produkty całkiem zwykłe, jak kukurydza czy ziemniaki, a czasem jakieś kosmicznie wymyślne japońskie ryby itp.

Szefowie przez godzinę pitraszą potrawy w wielkim pędzie, podczas gdy komitet obserwujący komentuje - zwykle zapraszani są jacyś celebryci. Po kuchennym stadionie (tak to sobie nazywają) plącze się jeszcze komentator "sportowy", wtrącający uwagi takim tonem, jakby chodziło o ostatnie sekundy meczu o złoty medal w hokeju na lodzie. A na koniec inny komitet testuje papu, komentuje i przyznaje punkty. Wygranie zawodów to olbrzymi ponoć zaszczyt.

Rzecz odbywa się niby-że na zamku u "księcia" Kagi, pasjonata sztuki kulinarnej, który wymyślił ten turniej. Kaga przemawia tonem wielce namaszczonym, a i odzież nosi dość unikatową. Całą oprawa jest tak odmienna od wszystkiego, z czym mamy do czynienia, że odkrywszy Iron Chefa oglądałam każdziusieńki odcinek i wszystkie maratony. Rozczarowałam się tymczasowo, gdy odkryłam, że książę to nie książę i że w ogóle to wszystko jest wcześniej ułożone, ale i tak zabawa jest przednia. Oto filmik ze wstępem jednego z odcinków.

Dla niecierpliwych: mój ulubiony fragment czołówki jest na 4:40; Kaga pojawia się i gada po japońsku na 5:35, a słynne „if memory serves me right” wypowiada przy 1:45. A, i składniki odsłaniane są na 8:00.

Ponoć fani tej serii zbierali się na specjalne imprezy, gdy pokazywano nowe odcinki, ponoć ustanowili sobie rozmaite tradycje; na przykład, kiedy Takeshi mówi "if memory serves me right" (o ile mnie pamięć nie zawodzi), to należy wznieść toast. Jestem w stanie w to uwierzyć :)

3 komentarze:

Rybiooka pisze...

Dziękuję za kolejne podejście do zabawy.Opacznie zrozumiałaś temat co nie przeszkadzało świetnie go zinterpretować ;)

Co do filmiku zapodanego przez Ciebie to poezja dla uszu :)

Pozdrawiam

kasia | szkieuka pisze...

hm, opacznie? Znaczy sie trzeba bylo moze prawdziwa karte jakos wykorzystac? Nie przyszlo mi to do glowy, myslalam, ze po prostu zwiazek z kartami ma byc i wyobraznia sie rozpedzila w nietakim kierunku. No trudno :) Nastepnym razem moze lepiej trafie. :)

Rybiooka pisze...

Nieee !!! Przecież tu nie ma nic narzuconego i to jest w ATC piękne, gra skojarzeń twórcy.....
Karta/ karty np książek, kredytowa, biblioteczna...
Bardziej chodziło mi o to że może ja przez swoje ATC narzuciłam Wam coś - kartę karcianą.