Maraton pracowo-przedwyjazdowo-kiermaszowy. Jeszcze tydzień tego stresu, zaczynam marzyć o tej pięknej chwili, kiedy przejdę już przez bramki na O’Hare, bo w tym momencie zwykle spływa na mnie ciepła i miękka świadomość, że należy się przestać czymkolwiek martwić, bo i tak jest za późno. Nic się już nie wysprząta, nie wyklei, nie wypełni się cyferkami ani jednego Excelowego arkusza. Ha.
Póki co – Exceluję na zakładzie na potęgę, w domciu usiłuję trochę po kawałeczku sprzątać i porządkować (wczoraj przykładowo odgruzowałam klozet ze spiżarnią i innymi rzeczami, ponownie można tam wchodzić i nawet się obrócić, jakby ktoś chciał.) No i kleję, pieczątkuję, robię zdjątka...
4 komentarze:
Piękny ten maraton :)))
Drzewkowa kartka jest śliczna, taka mroźna.
brrrr wlasnie az zimno :) jak zrobie karteluszke bialo-srebrna, to dopiero mrozem powieje :)
Ostatnie karteluchy też mi się podobają ;)
śliczności :))
a mi tak trudno ten rytm świąteczny załapać...
Prześlij komentarz