Jak na niemal-babcię przystało (a na dniach mam dodatkowo zostać ciocio-babcią), mam sobie mały kłopocik zdrowotny – tzn. dzisiaj jest już mały, ale wczoraj mnie praktycznie unieruchomił. Prałam sobie mianowicie sweter w misce ustawionej w wannie i mi się najwyraźniej kręgosłup popsuł. Troszkę zaczął boleć, ale to nic, bo sweter skończyłam.
Pojechaliśmy z T na randkę po sklepach budowlanych zakończoną chińskim bufetem – i trrrrach, tuż przed jedzeniem plecy zaczęły mnie boleć tak, że nie szło iść. Postrzykło mnie najwyraźniej, jak to niektórzy nazywają. Dokładnie czułam, które części kręgosłupa i okolicy są potrzebne do przestawiania nóg.
T podwiózł mnie pod samą klatkę, zawędrowałam powoluśku na górę i zamiast wycinać i kleić, jak miałam zaplanowane, resztę dnia spędziłam na kanapie. Cieszył się z tego kot, wpychał mi się na kolana i na brzuch, wnet by na twarzy zasiadł.
Dzisiaj jest lepiej, choć nie ma co się jeszcze rozpędzać; nawdzianie spodni sprawiło niejakie kłopoty, ale nawet udało mi się wysklejać jedną świąteczną bombkę. Na razie fotki niet, bo nie ma zawieszki, a poza tym fotografowanie by bolało :)
3 komentarze:
No to życzę szybkiego powrotu do "pionu" :)
Pozdrawiam.
dzieki! pion juz jest, teraz jeszcze czekam, az zawiasy wszystkie wroca do normy :) glownie ten mniej wiecej w polowie.
oj zdrówka, zdrówka - kotem się obłóż albo, co ....
Prześlij komentarz