Rano natomiast uśmiechnęłam się, widząc światło na grafice z Krakowa. Jakoś wcześniej nie zwróciłam uwagi, a i chyba rzadko bywa oświetlenie pod takim specyficznym kątem podczas mojej obecności w domu.
Grafik jest cała seria i wiąże się z nimi taka-sobie przygoda: zakupiłam je na Rynku w Krakowie, o zmierzchu, niby-że ręczna robota. Wstyd, że się nie znam i że jestem naiwna, bo po bliższych oględzinach w domu okazało się, że tak naprawdę, to z 90% obrazka jest drukowane, tylko potem maźnął ktoś parę ręcznych kresek. Na szczęście cenę udało mi się znacznie stargować, więc jakoś specjalnie nie płaczę, a na ścianie „za zakrętem”, gdzie nie ma zbyt dobrego światła, i tak nie widać różnicy. Tak, że grafiki wiszą sobie w ikeowych ramkach w towarzystwie główek z Wawelu i robią za dekorację w „studiu”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz